Michał Cisło: Przede wszystkim – gratuluję koncertu.
Peja: Dzięki.
To był Twój drugi występ w klubie K10, czwarty w Wałbrzychu. Wracasz tu z uśmiechem na twarzy?
Tak, zdecydowanie. Jest tutaj przede wszystkim fantastyczna publiczność, fantastyczni ludzie, którzy nigdy mnie nie zawiedli. Grałem tutaj już cztery koncerty i zawsze jest to samo natężenie mocy – euforia, żywiołowe reakcje. Widać, że darzą mnie oni dużą miłością.
Czyli rozumiem, że i tym razem publiczność Cię nie zawiodła? Bo z samego koncertu nie byłeś chyba zbyt zadowolony...
Były techniczne problemy. Sam słyszysz, że mam problemy z głosem. Dzisiaj bardziej się zarzynałem, nie sprawiało mi to takiej frajdy. No niestety, takie koncerty też się zdarzają. Starałem się ukryć moje niezadowolenie, bo jednak publika przyszła słuchać moich kawałków, a nie komentarzy na temat tego,
że czuję się niekomfortowo. Szkoda poświęcać energię na takie rzeczy.
A po słynnym incydencie z Zielonej Góry masz wrażenie, że liczba Twoich fanów na koncertach wzrosła, czy zmalała?
Oni byli, są i mam nadzieję, że będą. Jestem im wdzięczny, że gdziekolwiek bym nie pojechał, to mogę odczuć ich obecność. Tak samo było dzisiaj, u Was, na Dolnym Śląsku.
Ale przypuszczam, że z prowokacjami podczas występów już się nie spotykasz?
Myślę, że sytuacja z Zielonej Góry załatwiła sprawę. Obecnie nie ma już żadnych tego typu incydentów. Mam wrażenie, że publiczność wzięła sobie do serca moje zachowanie, przemyślała parę rzeczy. Dlatego jestem zdania, że było warto się tak zachować. Dzięki temu nikomu do głowy nie przychodzą już tego typu kretynizmy, rozumiesz? Sprawa się wyjaśniła. Ludzie wiedzą przynajmniej teraz jak mają zachowywać się na moich koncertach i że nie mogą pozwolić sobie na tego typu głupoty.
Masz żal do mediów, że sprawa pobicia z Zielonej Góry była aż tak głośna? Bo w jednym z wywiadów powiedziałeś, że Twoim zdaniem media zmanipulowały całą tę sytuację.
Nie, pie*dolę te media. Nie mam do nich żalu. One są, jakie są i żyją, czym żyją. Robię swoje, moja muzyka broni się od lat bez ich wsparcia i myślę, że ta jedna sytuacja nie ma prawa rzutować na cały mój 16-letni dorobek. Mam to gdzieś. Zresztą, cały czas przedstawiciele mediów przecież ze mną rozmawiają, robisz ze mną wywiad. Oni zawsze szukają gorącego tematu. Jeżeli mają do czynienia z kimś kontrowersyjnym, to będą chcieli się tej kontrowersyjności dopatrzeć. Konsekwencją Zielonej Góry jest to, że wczoraj lub przedwczoraj przeczytałem o Justynie Steczkowskiej, która zachowała się na koncercie zupełnie jak ja, co dla mnie jest, ku*wa, zupełnym absurdem.
A odnośnie Twojej kontrowersji...
Co jest takiego, ku*wa, we mnie kontrowersyjnego?! Bo tego ja, jako człowiek, jako raper, nie potrafię zrozumieć! To, że mówię „ku*wa” w tej chwili? Nie wiem... Że ludzie uważają, że działam w wzburzeniu? Mówię to co myślę, robię dobrą muzykę, nie ukrywam swoich uczuć, swoich przeżyć, nie gram na ludzkich uczuciach... Uważam się za dobrego człowieka. Nie staram się robić ludziom krzywdy, nie boję się ponosić konsekwencji za swoje czyny, odpowiadam za swoje życie, jestem odpowiedzialnym człowiekiem, który odpowiada za życie swoje i innych ludzi, dbam o nich. Nie wiem co jest w tym takiego kontrowersyjnego. Może dlatego jestem taki kontrowersyjny, bo robię hip hop. Bo przecież hip hop zawsze był tematem tabu, był źródłem złej karmy, ku*wa. I to nie tylko tutaj, ale i na świecie. Tupac Shakur przez wielu dziennikarzy był uznawany przez lata za nic niewartego artystę, za bandytę, za wykolejeńca, za socjopatę, a generalnie po śmierci wielkie uznanie i szacun nagle... I dlaczego? Tylko dlatego, że Tupac zmarł. A co się okazało dalej? Tupac wcale nie zmarł, bo po śmierci stał się jeszcze większy, jeszcze bardziej rozpoznawalny, stał się ikoną. Oczywiście, ja się tutaj w ogóle nie porównuję. Odnoszę się jedynie do takich sytuacji, które dotyczą gwiazdy biznesu muzycznego z największej półki w takim mieście opiniotwórczym, jakim jest Nowy Jork, czy w takim kraju, jakim są Stany Zjednoczone. Także tak to wygląda. Wszędzie są te same problemy. Artyści mają swoje ideologie, swoje podejście do sprawy, które załatwiają różnie, mają swoje poglądy i nie boją się z tym wychodzić do ludzi, są kontrowersyjni. W naszym kraju wygląda to tak, że jeżeli grasz muzykę lekką, łatwą i przyjemną oraz godzisz się na wszystko, to masz zielone światło w postaci Opola, Sopotu, TOP Trendy, kolorowej prasy, czerwonego dywanu. A jeżeli jesteś człowiekiem, który ma swoją niszę, swojego odbiorcę od lat, jesteś konsekwentny i masz rzeszę fanów, to nagle okazuje się, że jesteś kontrowersyjny. My wybieramy
tę niszę, rezygnujemy z tego wymiaru bycia gwiazdą.
W związku z tym – trudno być w Polsce raperem?
Artystą. Trudno być artystą, który korzysta ze swojego prawa do artystycznej wypowiedzi.
Wspomniałeś chwilę temu o Justynie Steczkowskiej i o sytuacji z jej występu. Wiesz co mnie zastanawia? Czy zachowania ludzi na koncertach, np. w postaci pokazania środkowego palca, są wynikiem ubogiego polskiego rynku muzycznego, gdzie nie akceptuje się wykonawców i daje im się to do zrozumienia, czy po prostu są wynikiem niskiej kultury Polaków i nieumiejętności zachowywania się podczas imprez masowych.
Słuchaj, no, to jest właśnie to, że taki zwykły chu*ek z ulicy może sobie przyjść na taki koncert i powiedzieć do niej „pokaż cycki”. Nie dziwię się, że ona się wku*wiła, jestem za nią sto procent i brawo Justyna! Brawo w ogóle dla wszystkich artystów, którzy zwracają uwagę na taką patologię, bo mówi się, że Ryszard Peja jest patologiczny tylko dlatego, że zachował się dokładnie w ten sam sposób, co sku*wysyn, który pokazywał ten środkowy palec. To wszystko wynika z braku poszanowania dla muzyki, jako dla nośnika, z braku poszanowania dla czyjejś pracy. Oni po prostu tej muzyki nie kupują, oni tę muzykę kopiują, oni myślą, że za pomocą Internetu mogą się w swobodny sposób wypowiadać, krytykować, ubliżać. To schodzi na psy. Muzyka była kiedyś dla ludzi, którzy chcieli mieć z tą muzyką coś wspólnego, chcieli ją przeżywać. W przypadku kiedy polskie płyty mają tragiczne nakłady, czego przykładem jest 15 tysięcy sprzedanych płyt za złoto, w przypadku kiedy ściąga muzykę za darmo, to w tym momencie artysta jest dla niego bezwartościowy. To jest chu*owe właśnie. Bo on tego nie kupił, nie wydał złamanego grosza, dlatego jemu się to nie podoba. Stąd te zachowania.
Jakkolwiek jednak by nie było, to patrząc na to z perspektywy czasu – żałujesz, że zachowałeś się tak, a nie inaczej? Bo co prawda przeprosiłeś za swoje zachowanie, wydając oświadczenie i występując w telewizji, ale stanowisko w tej sprawie wydajesz się mieć stanowcze i niezmienione.
A co ja mam zmieniać? Co ja mam tu, ku*wa, zmieniać? W tym wszystkim to ja jestem ofiarą, a nie ktoś tam! Ktoś tam, ku*wa, anonimowy z tłumu, którego tożsamości do dzisiaj nie znam. A moją tożsamość zna każdy i dlatego jestem na widelcu. Dlaczego, ku*wa, media pokazały to w taki, a nie w inny sposób? Po co, ku*wa?!
A ciekawił Cię np. sam motyw, dlaczego młoda osoba dopuściła się takiej prowokacji?
Nie zamierzam tego jakoś zbytnio komentować. Ludzie mają po prostu za nic muzykę, za nic artystów, mają to wszystko w dupie i w sposób jednoznaczny to pokazują.
A z jakimi reakcjami spotykasz się obecnie na ulicy? I przede wszystkim – jak na nie reagujesz?
Nastawienie się nie zmieniło. Nie usłyszałem dotychczas na ulicy ani przed, ani po tej sytuacji żadnego krytycznego słowa. Wszyscy są mili i uprzejmi. Zastanawia mnie tylko skala nienawiści w Internecie.
A śledzisz to co się dzieje w Internecie? Czytasz np. komentarze i opinie? Czy Cię to w ogóle nie interesuje?
Słuchaj, chcąc nie chcąc i tak zawsze jakieś rzeczy do człowieka dochodzą, także masz świadomość tego co ludzie wypisują. Ale opowiem to na innym przykładzie: jest na Onecie jakikolwiek wywiad z artystą polskim/zagranicznym, czyli to, czym się interesuję, zjeżdżasz na pasku troszeczkę niżej i widzisz komentarze typu „co za frajer, ch*j i cwel”. Kto to pisze, hm? Piszą to albo dzieciaki, albo jakieś tępaki, niedorozwoje. To są ludzie, którzy piszą dla samego pisania. Kolejna patologia.
Uważasz, że po całym tym incydencie straciłeś, czy zyskałeś na wizerunku?
Dla mnie jest jeszcze za wcześnie na bilans strat i zysków. W ciągu 10 lat zagrałem 600 koncertów, a komuś zależy, żebym był kojarzony tylko z jednym koncertem, który, swoją drogą, zagrałem wyśmienicie. To był, ku*wa, jeden z lepszych koncertów w tamtym roku!
Zmieńmy temat. Rozpocząłeś 2010 rok dość ambitnie, bowiem w chwili tej rozmowy jesteś już po trzech koncertach, a to przecież nie koniec, bo jutro czeka Cię kolejny, a 30 stycznia następny. Można zatem powiedzieć, że pracowity człowiek z Ciebie.
Dlatego osiągam sukcesy. Bo ciężko pracuję. Jeżeli wydaję w ciągu roku dwie płyty, gram 100 koncertów, to znaczy, że jestem zapracowany. I należy, może nie chełpić się tym, ale podkreślać to, że ciężko pracuję na swój sukces, na swoją markę, na swoją renomę, na szacunek, na uznanie, robię to przecież też dla moich fanów. Robię to po to, żeby budować jakiś symbol. Coś, co w przyszłości będzie miało jeszcze jakieś większe znaczenie. Jestem zawodowcem i tym się zajmuję. Nie zajmuję się robieniem krzywdy ludziom i dlatego nie potrafię zrozumieć, dlaczego ktoś w mediach bezkarnie, ku*wa, nazywa mnie bandytą.
Płytę „Na serio” zrecenzowałeś bardzo konkretnie: „Postawiłem na rozwój”. Co to oznacza?
Postawiłem na rozwój jak przy każdej płycie, przy której musi być progres. Cechuje mnie to. To nie może być kolejna płyta Rycha Peji, która nic nie wnosi w świecie muzycznym. Gdybym miał robić płyty, żeby wiesz, mieć z głowy i zapchać dziurę, to bez sensu, to nie jestem ja. Robię płyty, które mają podobać się i mi, i ludziom i żeby dobrze się przy okazji sprzedawały, bo w końcu to też jest jakiś miernik popularności, jeżeli jest na nie popyt. To motywuje.
Sporo odwołujesz się w niej do swojej rodziny, do rodziców, do mamy. Nawet lirycznie o niej zaśpiewałeś. Rodzina ma dla Ciebie chyba dużą wartość, prawda?
Jak dla każdego człowieka.
A oprócz rodziny, jakie inne wartości mają dla Ciebie znaczenie?
Trzeba przesłuchać dokładnie kawałków. Kieruje się jakimś swoim etosem i mam swoje idee.
I starasz się je przekazać swoim słuchaczom?
Myślę, że tak.
Ponoć sprzedaż ostatniej płyty była wysoka.
Zgadza się.
To oznacza, że możesz zapisać na swoim koncie kolejne osiągnięcie?
No na pewno, na pewno. Czekamy, aż dobiję do złota za chwilę.
A dużo zostało?
Dwa tysiące.
A planujesz nagrać w tym roku coś nowego, np. znów mieszając style?
To zależy. Na pewno płyta będzie z Decksem, planujemy skończyć ją w tym roku. Będzie wielki powrót do stylu, myślę, że zaskoczymy tym wiele ludzi i będzie kolejny sukces. Zresztą, kończąc materiał zabieram się od razu za nowy, nie robię postojów. Tak jak wspomniałeś – jestem zapracowany i nie potrafię inaczej, chociaż... marzy mi się przerwa.
To czego Ci życzyć w 2010 roku? Spokoju, siły?
Energii i siły. O spokój potrafię zadbać.
Tekst: Michał Cisło (www.sowie.pl)