W jaki sposób i czy w ogóle popularność "Na legalu" może wpłynąć na zainteresowanie Ski Składem?
Peja: Na pewno 11 tysięcy sprzedanych płyt bez promocji typu teledysk znaczy, że wpływa. Wcześniej pojawiła się jedna reklama w Klanie. Wiesz, nie jesteśmy zajarani nalepkami i plakatami, chociaż pewnie też zrobimy takie akcje. Kiedyś nawet się tym zajmowaliśmy, ale teraz jest to takie pospolite, że odchodzimy od tego. Tak samo, teraz wszyscy mają winyle, a my ich np. nie tłoczymy. Bez jakiegoś mądrzenia się: 11 tysięcy to nakład, który dobry band hip-hop'owy sprzedaje przez rok, mocno promując płytę. Dla porównania, WWO sprzedało 17 tysięcy. Na razie oboje mamy z tego korzyści, nawet jeśli w Empiku jakiś dureń napisze, że to Peja "Wspólne zadanie". My mamy do tego dystans i wiemy kto co zrobił. Sądzę, że jak pojawi się klip do "Dnia zagłady" z Fusznikiem, to machina promocyjna się uruchomi. Z premedytacją nie promowaliśmy tego materiału. Woleliśmy sobie pohulać na wakacjach. Pierwszy koncert zagraliśmy na początku września. Mogliśmy w tym czasie dusić, zrobić teledysk, grać ten materiał, ale wszystko musi się układać naturalnie. W momencie, kiedy odbiorcy zaczynają chcieć tego materiału, wtedy my też chcemy go zagrać i właśnie przyszedł taki czas. Teraz będziemy to dzielić, wiesz, raz grać materiał SLU, raz Ski. Przyjdzie moment, gdy będziemy musieli grać dwie, trzy płyty.
Nadal jest zapotrzebowanie na granie "Na legalu?"?
Oboje: Cały czas.
Peja: Myśleliśmy z Arkiem, że rok temu we wrześniu skończymy grać tę płytę, a jest wrzesień rok później i pytam się: "Płyta "Wspólne zadanie"? - Nie ja lubię tę płytę z hitami". Najważniejsze żeby grać i to na jakichś, wiesz, dobrych warunkach. Bo jeżeli gramy praktycznie bez przerwy, rezygnujemy ze wszystkiego poświęcając się graniu koncertów, podróżowaniu i zarabianiu pieniędzy, niech będą one jak najlepsze. Muszą nam wynagrodzić braki w domu, w rodzinie, braki w życiu.
Wracając do pytania...
Wiśnia: Materiał z "Na legalu?" wpłynął zdecydowanie. Peja jest znaną postacią, Slums Attack jest znanym zespołem i niewątpliwie odbiło się to na sprzedaży Ski Składu. Tu nie ma wątpliwości co do tego. Mam nadzieję, że ta płyta też zapracuje na to, iż będzie rozpoznawalna.
Peja: Ta płyta jest lepsza niż "Na legalu?" a dziwne, że w porównaniu z "Na legalu?" jednak ludzie są sceptyczni. Dla mnie jest to lepsza płyta, bo są już inne gadki, różne aranże. Magiera dużo siedział przy wokalach, podogrywał basy, zrobiliśmy wspólnie mix i to ma decydujący wpływ na to, jak ona wygląda. A czy jest to brzmienie Magiery? No chyba nie.
Wiśnia: Ja się z tym w ogóle nie zgodzę.
Peja: Maczał w tym palce, ale złośliwi twierdzą po prostu, że Magiera zrobił ją za nas.
Jak zatem "Wspólne zadanie" wygląda od strony produkcyjnej?
Peja:Tutaj prawie wszystkie bity wyszły spod mojej ręki, Wiśnia częściowo był w trakcie robienia, miał jakieś swoje trzy grosze, ale po bicie dali także goście: Ostry, WNB, Magiera, Doniu.
Wiśnia: Magiera ma zajebiście dobry słuch i zajebiście dobrą wyobraźnię.
Peja: Słuchaj, jest po prostu producentem, on się kojarzy stricte z produkcją i korzystam czasem z jego pomocy przy aranżacjach. Inaczej - on się zajebiście orientuje w tych wszystkich plug-inach, ja nie potrafię wirtualnie miksować kawałków. Jakbym miał konsoletę i takie rzeczy - okej, podejmowałem się tego kiedyś. Miało to różne skutki, dlatego nie zrezygnuję ze współpracy z Magierą, tak samo jak z Doniem czy z Tabbem, z którym dopiero zaczynam. Każdy zespół hip-hop'owy korzysta z pomocy producenta. W przypadku WWO jest to Waco, który wszystko kręci, w przypadku Vienio i Pele jest to Majki z Korzeniem. To nie jest zarzutem, że robimy z Magierą, bo prawdę mówiąc stał się on przez dwa lata kluczową postacią jeżeli chodzi o produkcję w Polsce.
Wiśnia: Zna się na swojej robocie od A do Z. Pozdrowienia dla Magiery!
Jak to się stało, że Wiśnia zaczął koncertować ze Slums Attack?
Wiśnia: To się stało w roku bodajże 2000, kiedy zadzwonił do mnie Rysiek z pytaniem, czy pojadę zagrać koncert charytatywny do Krakowa.
Peja: I uratować życie...
Wiśnia: Dziewczynie chorej na białaczkę. To był taki pierwszy koncert poza Poznaniem, gdzie pojechałem z nimi. To było dla mnie pierwsze takie wyjście na wielką scenę: hala, 4000 ludzi w środku, zespoły z całej Polski... Dla mnie to było przeżycie, którego nie zapomnę do końca życia. I to jest ten moment, gdzie pada pierwsza propozycja, żebym pojechał zagrać koncert ze Slums Attack i jakoś tak nam się to spodobało, że tak zostało.
Często braliście udział w wakacyjnych 'spotkaniach' na Placu Wolności w 1999. Jak wspominacie tamte inicjatywy?
Wiśnia: Pierwsza impreza na placu to był sprzęt od moich koleżków.
Peja: Bo nie dojechało nagłośnienie i Wiśnia załatwił. Tak więc w sumie od tamtego czasu mamy stały kontakt. Imprezy były fajne, bardzo najebkowe i zajebiście spontaniczne. Siedziałem na krześle, spity i czułem się jak w teatrze Ósmego Dnia. Całe szczęście, że wracam do tej formy koncertów, bo wdarła się już rutyna. Teraz na każdym koncercie jest jakiś freestyle i zmiana scenariusza, są jakieś instrumentale Decksa, których nawet nie powinno być. Uważam się za dobrego freestylowca i pomimo, iż wymienia się innych, to ja chętnie się z nimi zmierzę. Bo tak jak Tede, bodajże na "Nastukafszy" zamieszczał freestyle, to ja mam też podobne nagrywki z tamtych czasów. Niedługo będziemy robić jakąś szaloną historię pod tytułem "mp3 na stronę". Ostatnio puszczałem Wiśni rzeczy, które się działy przed "Całkiem nowe oblicze" pod nazwą "Całkiem nowe oblicze i 1/2", tak jak "Młode wilki".
Wiśnia: Ten 99 rok to taki czas, kiedy wszyscy się skumali. Tam poznałem Owala, pojawiał się Francuz, itd.
Peja: Pojawiał się tam Rafi, który powiedział: "Nie mów, że podawałem ci rękę, bo wiesz, Czarny jak się dowie to będzie afera", a ja wtedy zapytałem: "To co, to kawałka też ze mną nie nagrasz?", na co on: "Chcesz ze mną nagrać kawałek???". Pozdrawiam Rafiego.
Czy te czasy bezpowrotnie minęły? Nie da się ich wskrzesić?
Peja: Jak to minęły? Będziemy grać! Nie, że mi nie wypada. Po prostu tak teraz jeżdżę po kraju, że tracę kontrolę nad miastem pomału. Jeżeli przyjdzie czas, żeby zabrać się za imprezę czy chwycić w ręce ulotki lub rozwieszać plakaty, to ja to zrobię. Będę czuł wewnętrzną potrzebę i przekonanie. Wiesz, Hip-Hop się tak skomercjalizował na przestrzeni ostatnich trzech lat, że nie wiem czy jest taka potrzeba. Może się okazać, że będziemy sobie wynajmować tereny jakiejś budowy, podłączać się nielegalnie po prąd, jak kiedyś Darek się podłączył pod Eskulap i będziemy sobie grać. Przyjdzie stara banda CDN, przyjdą wariaty od Hansa, przyjdzie Rondzik, ekipa z PCP i będziemy to robić dla siebie. Uważam, że trzeba cały czas zwracać uwagę na te najważniejsze rzeczy, nie zatracać się w tym wszystkim. Do mnie nie należy udzielanie wywiadów ani kręcenie teledysków tylko robienie muzyki i sztuki dla samej sztuki. Sądzę, że to o czym mówisz jest bardzo realne, wykonalne i nawet pożądane przeze mnie. Na pewno jeszcze potrafię się w tym wszystkim odnaleźć.
Co z Lutąwchujklik, czy nadal powstają nowe nagrania?
Peja: Luta przeżywa w tym momencie swój rozkwit po długoletnim kryzysie, bo Medi Top, którego płyty jestem współproducentem, jest praktycznie w połowie jej tworzenia. Anymany podpisali kontrakt, w liczącej się wytwórni hip-hop'owej, na trzy płyty. Usłyszycie niedługo, zarówno Anymany, jak i Medi Topa i podejrzewam, że także mnie na obu ich płytach. Życzę chłopakom jak najlepiej. Wreszcie będę miał okazję zrewanżować się swoim udziałem w ich kawałkach, bo nigdy nie wzięli ode mnie złotówki za to co zrobili na trzech płytach SLU. Trzeba im pomóc i ich wypromować. Ja będę finansował płytę Medi Topa. Jest to mój szwagier, koneksje rodzinne mocno wchodzą tutaj w grę, ale i bez tego radzi sobie wyśmienicie jako raper. Tylko mu pomogę od strony promocyjnej i wyprodukuję ten materiał z własnych pieniędzy. Mam do tego środki i jako świeży wydawca, będę wreszcie robił to co chcę.
Swojego czasu w rejonach Sołacza i nie tylko, krążyły taśmy z domowymi nagrywkami, z Aifamami, PCP, Wami... Jak je wspominacie? Nie tęsknicie za tymi czasami?
Peja: Nagrywaliśmy u Mroka w domu: winiarnia - zajebisty czas. Brałem mini disc'a i rejestrowaliśmy te wszystkie wariacje. Były nagrywki z Fidolem i Wiśnią na Aifam i dużo pijackich freestyli.
Wiśnia: Pamiętam, że ostatnie pięć flaszek przed naszym wyjazdem załatwił Kornik z Łysym.
Peja: Komuna ludzi, którzy się tam zrzeszali... Było mi bardzo przyjemnie i na pewno z radością wspominam te chwile, kiedy wszyscy napierdoleni nagrywali na takim wspólnym haju. Leciał jakiś bit, jeszcze przychodziła Rita... to jest underground, to właśnie coś pięknego, coś nie na sprzedaż. Mikrobi zawsze napierdalał w werbel od perkusji. Skończyło się to nagraniem kawałka, w którym bardzo cenię ich udział, natomiast sam słabo się w nim czuje. Mogłem to zrobić lepiej, ale płyta jest bardzo nierówna i "I nie zmienia się nic" brzmi jak wykradziona z jakiejś sesji, nieukończona, źle zmiksowana. Jest ona zajebiście bliska memu sercu i nic bym w niej nie zmienił. Pozdrawiam Mroka. Myślę, że jest dobrym raperem i powinien coś ze sobą zrobić, bo tak naprawdę zajebiście przewinął tę zwrotkę na "I nie zmienia się nic". Na pewno na dziesięciolecie nie może zabraknąć Mroka, Rity i Seweryna.
Peja, czy spontaniczny występ w Sopocie w 95 był dla Ciebie debiutem? Jak go wspominasz?
Peja: Nie, absolutnie nie. Grywałem już koncerty, byłem lokalnie znany. Miałem złą sławę młodego chuligana. Wcześniej, na początku 95 roku, grałem koncert z Icemanem w Nowym Browarze. Nazywały się 'Hip-Hop party I' i 'Hip-Hop party II'. Pierwszy był zdecydowanie lepszy. Przyjechała ekipa z Gniezna od DJ'a Larry'ego, poznałem tam Sebaja, który pracował przy wokalach w Camey Studio. Koncert był zajebisty, były ziomki ode mnie z dzielnicy, z Łazarza, był Królik w kominiarce, byli Killazi - zgrany kolektyw - wszyscy ci, którzy wiedzieli wtedy czym jest rap. To jest gdzieś na vhs'ie, gdzie ja najebany w kurtce drużyny z Atlanty w jednej ręce trzymałem wino a w drugiej mikrofon. Graliśmy jakieś 30 minut, po czym pobiegłem do domu, obudziłem ojca nad ranem i mówiłem, że grałem koncert, że to jest to co chcę robić, że ludzie się zajebiście bawili. To jest coś czego już nigdy nie będzie na hip-hop'owych imprezach, co jest coś jak Kolor Szok w Warszawie. Leciało "Fuck Compton" Tim Dog'a, kawałki Onyxu, Chief Rocka "Lords of the underground" - przy takich kawałkach się kiedyś bawili hip-hop'owcy, między innymi Killazi - to byli jedni z pierwszych, którzy słuchali rapu. Kiedy rap jest twoim całym życiem to nie ważne czy jest on popularny, czy jest znany. To właśnie w 1990 roku, kiedy pod wpływem Grzecha zacząłem coś robić z rapem. Bodajże w 93 roku mieliśmy z Icemanem pierwsze demo, nagrane u mnie w domu. Stylistycznie odbiegało od tych, które były publikowane potem, bo na pistolety przyszła pora znacznie później. Byliśmy wtedy pod wielkim wpływem Krs-One'a i Gang Starra, robiliśmy kawałki w stylu "Stop the violence": autentyczne ksero "Boogie Down Productions", gdzie ja krzyczałem "Stop the violence" a Iceman dopowiadał "Zaprzestać gwałt". Robiliśmy takie bardziej społeczno-polityczne ruchy w stylu Public Enemy. Zupełnie nie mieliśmy pojęcia jak to robić. W każdym bądź razie premiery światowe płyt typu "Niggaz4life" N.W.A. w 91 roku, typu płyty Ice Cube'a - ja przy tym wszystkim byłem i kupowałem na piratach. To jest dla mnie najwspanialszy czas. Jeśli chodzi o Sopot, słuchaj, to był taki wir. Długi mnie wyrzucił przez barierki, podnieśli mnie, potem spojrzałem: leci do mnie ochrona, ale już idzie ekipa od Ice'a, jakiś wielki misiek. Wjechałem na scenę, było kilku, jeden rapował coś tam i skończył: "Sram, da dara", a Ice-T: "ty ksero, wypierdalaj mi stąd", a koleś nawet nieźle rapował. Ja dostałem wiru, miałem gotowy tekst, to nie był freestyle, rapowałem go już po próbach. Spałem wtedy dwa dni na plaży. Poznaliśmy się z Born Juices. Ostatnio dowiedziałem się, że na tym koncercie był trzynastoletni Fu. Co do Ice-T: miałem ciary, jeden z moich tamtejszych idoli. Iceman się na mnie obraził, że nie zawołałem go na scenę, kiwał mi coś tam. Potem parę dni nie odzywał, bo miał jedyną okazję przybić pionę z Ice'm, a on był jego fanatykiem na tamten czas. Nie wiem, czasami ktoś wyrabia we mnie poczucie winy, że czegoś nie zrobiłem i tak się wtedy poczułem. Widzę to trochę zaważyło na dalszym jego losie, że, widzisz, jednak jest tam gdzieś z boku. Weź się do roboty Aciu w końcu!
Peja, wszyscy znają cię jako rapera, ale przecież jesteś też producentem...
Peja: Każdy wie, że ja robię bity. Jest to tak samo normalne, jak to, że Włodek robi bity, że miał decydujący wpływ na kształt Molesty, pomimo, iż pisali, że Volt. Tak samo Vienio jest producentem. Ja się nie promuję, nie obnoszę, nie robię sobie zdjęć z empecetką, bo jej nie mam, chociaż mógłbym sobie kupić cztery, a kiedyś nawet nie miałbym nawet na pad od tej empecetki. Robię sobie muzyczkę taką, która mi pasuje pod rap, a czasami się zajaram czyjąś produkcją. Sądzę, że zrobię parę bitów na składankę, którą będę wydawał, robię płytę Medi Topa, zrobię coś na Anymany, robię bit dla Fusznika, robię dla Wojtasa na solówkę. Może to jest ten czas, że się zacznie o mnie mówić jako o producencie.
Czy gdybyście teraz byli małymi chłopcami czy postępowalibyście tak jak Peja i Wiśnia "podpowiadają" na płytach?
Peja: To znaczy my tak nie podpowiadamy jak WWO czy ktoś, ale możliwe. Też miałem swoich idoli, kradłem jako dzieciak, włóczyłem się po nocach i przychodziłem na kino nocne. Dostawałem plaskacza, ale ojciec pozwalał mi oglądać Jackie Channa. Autorytetu trzeba szukać. Paulo Rossi... - kto wie kto to jest, ma ode mnie nową płytę. Było kilku kozaków ważnych dla mnie: Waldemar Legień, dwukrotny mistrz olimpijski w judo, Janusz Pawłowski, srebrny medalista z Seulu z 88'go. Jestem stary dziad, żyję innymi realiami. Czy słuchalibyśmy Peji i Wiśni? Pewnie tak, chociaż ja nie ulegałem modom i wpływom muzyki popkulturalnej. Od 9 roku życia badałem muzykę i słuchałem sobie od Rolling Stonesów po Tinę Turner. Jarałem się bardzo zespołem Dire Straits, dokonaniami Pet Shop Boys. Nie jarałem się Depeszami, ale jarałem się czasami nawet Modern Talking, odkryłem twórczość Terence'a D'Arby, Simply Red. Ogólnie zajebiście wspominam lata 80'te, cały czas słuchałem muzyki i kształtowała się moja wrażliwość.
Wiśnia: Nie można zapomnieć o naszym kochanym Laskowiku, mój tata zawsze śpiewał jego piosenki.
Jaką rolę pełnią skity na płycie?
Peja: Właśnie się zdziwiłem, że te skity wywołują takie poruszenie. To po prostu dalsza część podkładów, a nagrywki stanowią chyba bardzo dobrą rekomendację dla sceny poznańskiej. Sądzę, że robimy kawał dobrej roboty, łączymy wschód z zachodem. Ja wysłałem sms'y do ludzi: "Wyłączam telefon, nagraj coś".
Wiśnia: To pokazuje, że ludzie się identyfikują z Poznaniem.
Peja: Nie musiałby nikt nagrać, parę osób się nie zdążyło nagrać, nagrało się, ale za późno. Zajebista akcja. Był taki pomysł i został zrealizowany.
Wiśnia: "DJ, Feel-x, DJ Feel-x, DJ Feel-x, to już chyba wszystko ziom".
Peja: No, pozdrawiamy Feel-x'a, bo jest zajebistym ziomem. Grałem z nim w pudle koncert w Gdańsku.
Jakie jest to "wspólne zadanie", jakie do realizowania?
Peja: Koncerty, podtrzymanie przyjaźni, żeby nie poróżniły nas ani muzyka, ani pieniądze, żebyśmy nie traktowali się jako koledzy z pracy, a często tak może się zdarza. Moje histerie, fobie i napady szalu są ciężkie dla całego kolektywu.
Wiśnia: Wspólne zadanie to jest, wiesz, muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka. My, my i jeszcze raz my.
Peja: Nie bloki, muzyka ani skręty, tylko przyjaźń, muzyka i pieniądze z muzyki, nie ukrywajmy.
Podczas koncertu Gramatika, który supportowaliście dwa lata temu, ludzie zaczęli wykrzykiwać niesłownikowe hasła na temat Legii i Warszawy itd. Jak skomentujecie takie zachowanie?
Peja: Słuchaj, jak jesteśmy w Warszawie to tak samo jadą nam. Jakichś trzech debili zawsze się znajdzie.
Wiśnia: Na przykład tak jak podczas rozdania Ślizgerów.
Peja: No trudno. Każdy chce mieć kiedyś swoje pięć minut i demonstrując nienawiść do Legii, chciał w tym momencie zabłysnąć w oczach kolegów na osiedlu. Ja tego nie popieram. My potrafimy tu zadbać o bezpieczeństwo zespołów, tam nie potrafią nam nic zagwarantować, bo tam zespoły nie mają nic do powiedzenia. Tam tylko może trzy osoby się liczą, a my tutaj mamy szacunek, bo ja jestem chuliganem. Wiele lat jeździłem, wiele lat układałem sobie to wszystko i ludzie mnie pamiętają. To, że nie jestem na stadionie, chłopaki, to, wiecie, wybrałem inną drogę, ale jak mam czas to przyjdę sobie na meczyk, wiecie, że w weekendy nie mogę, bo po prostu jeżdżę i zarabiam pieniądze. Szanuję wszystkich ludzi, którzy potrafią się zachować w porządku. Wyskoczenie do typka na koncercie nie jest żadną klasą.
Wiśnia: Krzyczenie w tłumie, bycie anonimowym, gdzie ma się wokół sto osób... Słyszy się, że ktoś drze mordę, ale z reguły ma mordę ku ziemi.
Peja: A ja ich wyłapuje i "Chodź".
Wiśnia: Mieliśmy sytuację, że któryś z nas zeskoczył ze sceny, żeby kogoś za szmaty chwycić albo mu zajebać blaszkę.
Peja: Albo nam wjeżdżają na scenę i chcą się bić. To jest taki sport. My naprawdę narażamy swoje życie. Ja skacząc w tłum nie wiem czy nie dostanę kosy.
Wiśnia: A jak ostatnio spotkaliśmy się i rozmawialiśmy z Flexxipami i z Eisem, graliśmy razem koncert i mieliśmy im poopowiadać nasze historie koncertowe, to, wiesz, siedzieli w szoku.
Peja: Nie byli zachwyceni.
Czy na koncercie była jakaś sytuacja, która dała Wam do myślenia, z której płynie jakieś przesłanie?
Peja: Ludzie przychodzą i dziękują nam za ratowanie życia, przychodzą po rady "jak zacząć", dziewczyny przychodzą, chcą się całować i nie tylko, dają telefony. Koncerty to jest teraz nasze życie i to wszystko, co wydarza się na koncertach inspiruje nas do robienia nowych kawałków. W Szczytnie, włączyliśmy Laskowika na intro i było "Poczekajcie zanim się wypnę potem się zapnie, z tego miejsca chcemy pozdrowić wszystkich siedzących i potem dopiero stojących". Gram koncert a na końcu widzę, a tam typ pod sceną na wózku inwalidzkim. Był cały czas zadowolony i się bawił, że przypadkowo zrobiliśmy mu taką frajdę, wiesz, "w pierwszym rzędzie pozdrawiamy siedzących", więc się tak tym zajebiście zajarałem.
Wiśnia: W Radomsku była taka akcja, że mama przywiozła syna na wózku i zapytała się czy może zostawić pod naszą opieką 15letniego chłopaka, który miał problemy z poruszaniem się. Wykazała się wielkim zaufaniem.
Peja: W Kielcach też był chłopak na wózku. Borixon mnie zawołał na bajerkę z nim. Ludzie nas kochają, szanują i my musimy ich szanować. Nie dlatego, żeby było w porządku, tylko z wewnętrznego przekonania, że ludzie mogą nam zaufać i my możemy im zaufać, że możemy zrobić dla nich coś dobrego. Nie chcę być nauczycielem, ale jeśli dzięki naszej muzyce oni mogą mieć lepsze życie, to ja się przyczynię do tego. Ostatnio w Krakowie było chyba 10000 ludzi, grałem z Wiśnią pierwszy koncert Ski Składu pod M1. Młody chłopak, chuligan Cracovii zdjął koszulkę i pokazał nad głową. Wybiegła ochrona z gazem, uderzyli go w twarz, ja zeskoczyłem ze sceny i już z łapami na ochroniarzy. Zasłoniłem tych chłopaków, nie wiedziałem czy czasami nie dostanę kosy, bo jeden się do mnie spinał i myślał, że ja biegam nie wiadomo po co, żeby może z ochroniarzami ich zacząć bić. Wziąłem mikrofon, bo robiły się małe zamieszki, wiesz, rodzice z dziećmi na barana a oni dają gaz! Wziąłem mikrofon i mówię: "Wykurwiać śmierdziele jebane, ochroniarki skurwiałe", oni wzięli za tę imprezę pieniądze. Wyszli stamtąd i zostawili cały koncert niezabezpieczony, pękły bariery zaporowe, ludzie wybiegli, musiałem im nadawać, że miłość, przyjaźń, itd. Wyrzuciłem swoją bluzę, mówię "Proszę was nie róbcie rozpieździelu w Krakowie, przyszliście posłuchać muzyki, nie róbcie zadym i bawcie się". No prawie mieliśmy zamieszki, lecieliśmy sprintem do busa, żeby uciec stamtąd jak najszybciej. Tramwaje były obwieszone ludźmi jakby wracali z meczu. Poniedziałkowa Wyborcza już trąbiła o zamieszkach i by się to odbiło na nas, bo działo się to na koncercie z muzyką hip-hop'ową, widzisz? Na czym my się mamy skupiać, żeby ludziom jeszcze mówić: "prosimy nie róbcie zadym"? Wystarczyłoby, żeby tam jakiś koleś się określił na Wisłę i już byłby koniec. Tam byłyby trupy, bo ludzie się deptali pod sceną i krzyczeli z fanatyzmem "kochamy cię", a ja się tego bałem.
Podczas Bless Da Mic w zeszłym roku po waszym występie przerażająca ilość ludzi najzwyczajniej wyszła po Waszym występie, nie czekając na gwiazdę wieczoru. Co sądzicie na ten temat?
Peja: Pojebani są, dlatego nie będę grał na takich imprezach.
Wiśnia: To był brak szacunku.
Peja: To był policzek dla mnie, bo to ja w 99 roku byłem na koncercie Gang Starra z supportem Kc Da Rookee, Afu-Ry i Spaxa i tam właśnie widziałem Kc po raz pierwszy na żywo. Jest dla mnie zajebistym ziomalem. Spotkaliśmy się na koncercie Nas'a, przybiłem piątkę "Remember me? Bless da mic". On był zwykłym ziomkiem, takim jak ja, tak samo przyszedł, nie wybujał się na identyfikatorze jako wielka gwiazda, przyszedł incognito na koncert Nas'a, nawet się z nim nie bujał po backstage'u. Jest zwykłym ziomem, robi dobry Hip-Hop, ale ludzie go nie docenili tylko dlatego, że go nie znają. Tak wygląda znajomość Hip-Hop'u w naszym mieście i w kraju. Możecie się na mnie obrazić, ale przejebaliście sprawę!
Wiśnia: Wykazali się kompletnym brakiem szacunku dla czyichś osiągnięć.
Czy przymierzacie się do nagrania nowego materiału Slums Attack?
Peja: Na początku października wbijam wokale do bitów Donia i Tabba w Dillegal Studio. Zbiorę podkłady, płyta będzie podwójna: moja solówka i SLU, przewrotnie nazwane Peja/Slums Attack. Zakpię sobie, jak zwykle, z tego wszystkiego. Na moim krążku będą bity różnych producentów a bodajże cztery moje. Chcę to zrobić szybko, bo mam powody przypuszczać, że mam mało czasu do zrobienia płyty. Wydam ją na przyszły rok. Zrobimy zajebistą promocję i będzie to potrójna platyna w cenie pirata. Myślę, że będę miał jeszcze bit od Włodka, Spinacza, myślę o bicie Laski i Magiery. A przy SLU skupię się z Darkiem, będziemy dusić mpc i chyba wszystkie wokale nagram u Donia, bo dojazdy do Magiery są zbyt męczące. Mam budżet, z Darkiem opłacimy sobie studio jakie będziemy chcieli. Przy "Na legalu?" było tak, że Arek płacił nam jak mu się chciało. Dawał pieniądze i "jedźcie, macie na pociąg, macie na to" i ile razy brakowało, nawet na jedzenie. Mama Magiery nam robiła zupę, gdzie on sam miał przejebane w domu i nie mógł się stołować.
Jakim projektem się teraz zajmujecie?
Peja: Główne plany to moje wydawnictwo, płyta Medi Topa, kawałek dla drużyny Decksa, prawdopodobnie koncert na dużym stadionie z okazji dziesięciolecia Slums Attack. Jestem przerażony, że mam zagrać 60 kawałków, w trzech odsłonach po ponad 100 minut z udziałem wszystkich gości, z którymi mnie coś łączyło i z ich występami. To nie jest tak, że ja będę 300 minut rapował.
Wiśnia: Robimy coś z 3pnt, widziałem się z chłopakami, puścili mi bity i musimy przysiąść na spokojnie żeby pomyśleć. Mamy też pomysł żeby zrobić coś z Fidolem. No i pisać, pisać i jeszcze raz pisać.
Peja: Przede wszystkim będziemy robić dużo muzyki, dużo zajebistej muzyki, dużo featuringów: Medi Top, Iceman, Włodek, Zipera, drugi Kodex, mixtape Decksa, Trzeci Wymiar. Pod koniec roku planuję składankę. Nie określam się na miasto i nie określam się na staż i na to kto jest znany, po prostu Rychu będzie wydawał dobry Hip-Hop. Wierzę, że mi się uda. Dalej także koncerty, promowanie Ski Składu... - mamy przejebane do 2005!
Wiśnia: Jest roboty po uszy, albo wyżej.
Peja: Jak będę widział jak wygląda mój dom albo podwórko to będę zadowolony.
Więcej Waszych tekstów powstało na bazie obserwacji czy doświadczeń?
Peja: Pół na pół
Wiśnia: Nie da się tego tak dokładnie rozgraniczyć.
Peja: "Kto ma wiedzieć to wie" jest na bazie przeżyć, ale innych ludzi. Ja to tylko obserwowałem, "Niech nie zdarzy ci się" to coś jak autobiografia, "Kto ma lepiej" - na zasadzie obserwacji i przeżyć.
Wiśnia: Czasem jest tak, że tekst jest pół na pół oparty na doświadczeniach i obserwacjach.
Peja: Kawałki mogą powstawać na zasadzie przypadku.
Wiśnia: Nie ma żadnego schematu, że albo tylko to co przeżyłem, albo to co widziałem.
Peja: Widzisz, czytając program telewizyjny zrobiłam "Caspera Hausera".
Płyta stała się dobrym pretekstem do rozliczenia z osobami, które zaszły Wam za skórę. Jakie zachowania i sytuacje piętnujecie na "Wspólnym zadaniu"?
Wiśnia: Nie traktujemy płyty jako środka rozliczenia się.
Peja: Dissy powinno się nagrywać na mixtape'ach i na undergroundowych produkcjach, ale wiem, że diss na Kozaka należy się w legalnym wydawnictwie, żeby każdy kto był przewalony przez niego, mógł się cieszyć. To jest satysfakcja, że mu ktoś pojechał, że on jadąc nam, jedzie sobie sam i każdy wie jaki to jest człowiek. Wystawił sobie wizytówkę. Jest zwykłym leszczykiem. Jak chcieliśmy pieniądze na wódkę, a jemu się skończyły to dostawał blachę i szedł sprzedać złoty łańcuch albo zegarek do lombardu. Był zwykłym gałganiarzem w lokach i garniturku z teczuszką. Wielki Kozanostra, pojechał do Warszawy i ubrał szerokie spodnie i mu zęby od amfetaminy wyleciały.
Czy "Wschodnie czy zachodnie prodakszyn?!" jeszcze istnieje? Zamierzacie coś wydać pod tym szyldem?
Peja: Właśnie powstało legalnie, jestem teraz wydawcą. Zamierzam wydać składankę, może greatest hits SLU, które będzie z prawdziwego zdarzenia. Będzie dobra poligrafia, dobra historia, dobre multimedia, dobry mastering, dobry dobór kawałków. Chcę to zrobić po prostu dla siebie samego.
Ostatnio Tede nagrał utwór z Natalią Kukulską. Co sądzicie o takich inicjatywach?
Peja: Słuchaj, on jej nie potrzebuje, to ona go potrzebuje, żeby uratować karierę. On powinien to olać, bo jak miał szerokie spodnie i rapował do Niemena "Mam tak samo jak ty", wtedy Natalia Kukulska nie zgłosiła się do niego, wtedy mogła pomóc polskiemu Hip-Hop'owi a nagrała sobie z Filonem. Ja myślałem, że po nagrywce z Filonem żaden szanujący się raper nie dotknie ręki Kukulskiej. Tede przyszedł i musi utrzymać, chociażby medialny status gwiazdy, bo nie wiadomo jak to jest z pieniążkami. Jest sprytnym typem, bo otworzył sobie drogę do radia. Każdy jego kawałek będzie emitowany w radiu.
Kto najchętniej sięgnie po Waszą płytę na sklepowej półce?
Peja: Sądzę, że ci ludzie, którzy czekali na Ski Skład od dłuższego czasu. Również Ci, którzy nie zawiedli się kupując płytę "Na legalu?". Starzy słuchacze, którzy są z nami od początku, bo to oni tak naprawdę zbudowali legendę SLU. Szacunek ludzi ulicy, od czasów "997", ludzie kupują nasze płyty i niech tak będzie jak najdłużej. To w połączeniu ze słuchaczami, którzy dołączyli do nas dopiero po ostatniej płycie SLU daje bardzo dużą ilość odbiorców - młodzi adepci i stare wygi. Co do środowisk, to pewnie są bardzo różni ludzie, od dzieciaków z gimnazjum począwszy, po starszych, bardziej wtajemniczonych fanów. Dzieciaki zarówno z tych biedniejszych jak i bogatszych domów. Studenci też słuchają, tak samo jak Ci bez pracy i szkoły. No i wiara po czterdziestce w oczekiwaniu na sequel "Głuchej nocy" (śmiech). Pozdrawiam ng1033.
Wiśnia: Najczęściej po naszą płytę sięgają ludzie, którzy w jakiś sposób identyfikują się z naszą muzyką, ci, którzy znajdują na płytach coś o sobie dla siebie, ci, których ta muzyka interesuje. Nie potrafię wyznaczyć jakieś granicy wiekowej, na pewno częściej są to ludzie młodzi ale to nie jest regułą.
Czym muzycznie i tekstowo różni się "Wspólne zadanie" od "Na legalu?"
Peja: To po prostu kolejna płyta, którą napisałem i wyprodukowałem od strony muzycznej. Tekstowo podzieliłem to na nas dwóch. Wiśnia dopisał się do moich pomysłów na kawałki i tak powstała płyta. Mam nadzieję, że przy okazji nagrania następnej płyty, to on wyjdzie z inicjatywą i to ja będę miał tan komfort przyjścia na gotowe. Czekam zresztą na tę chwilę od bardzo dawna, by ktoś mnie mocno zainspirował do zrobienia czegokolwiek, ale tak to już jest w moim przypadku, że to ja stanowię motor napędowy dla działania innych i pewnie jeszcze przez długi czas nic się w tej kwestii nie zmieni. Jestem podobno zbyt mocną osobowością, indywidualistą. Teksty? Nie jest to może nic nowego, ale, jak na nasz ograniczony lirycznie rapowy światek, nie trąca to banałem, więc jest w porządku. Ja jestem zadowolony ze swoich zwrotek, słucham ich z przyjemnością. Niewiele bym mógł zmienić, nawet w tych nagranych rok temu i starszych. Muzyka jest bardziej stylowa, brudna, nie ma podobno ewidentnych przebojów, ale wbrew pozorom, to bardzo fajna płyta, bardzo spójna, równa, z udziałem fajnych gości i producentów. I do tego dwóch zajebistych didżejów. Tyle o płycie, nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
Wiśnia: Czy tekstowo te płyty różnią się od siebie? Na pewno na "Wspólnym..." jest mniej tekstów o muzyce - raczej nasza rzeczywistość, sprawy, które dotyczą nas w mniejszym lub większym stopniu i dużo codzienności. Na "Na legalu?" są teksty o muzyce, imprezach hh, kawałek historii rapu, ale także te zwykłe ludzkie codzienne problemy. Jest między nimi różnica, każdy kto ich posłucha na pewno ją zauważy.
Co wpłynęło na to, że tak długo musieliśmy czekać na nowy materiał?
Peja: Myślę, że po nagraniu płyty musi upłynąć jakiś czas, zanim pojawi się nowy longplay. Takie są zasady, nie jestem fabryką, lubię dużo nagrywać, ale nie chcę wydawać płyty co pół roku. Mam komfort pracy, nie mam ciśnienia, że jak nie wydam za miesiąc, to zniknę z rynku albo umrę z głodu. Robię jak czuję potrzebę, gdy jestem do tego odpowiednio przygotowany. Tej płyty nie robiłem sam, jest na niej Wiśnia, trzeba było czekać aż z umów powywiązują się inni artyści, którzy nagrywali na "Wspólne zadanie". Nie jest łatwo zebrać kilku dobrych gości i zgrać to w odpowiednim czasie, terminy się zawsze przesuwają, bo każdy ma własne projekty na głowie. Ja też myślami byłem już przy moich, bardziej osobistych jazdach, które zacznę nagrywać od połowy nowego miesiąca. Uczciwym podejściem jest też odczekać półtora roku i przygotować długą, bo nie czterdziestominutową płytkę. Do tego praca przy koncertach, życie prywatne, którego coraz mniej, ale dajemy radę i zawsze z zapowiedzi wychodzi płyta. Nie inaczej będzie tym razem. Czuję zwyżkę mocy i pierdolniemy z Dariuszem niezły album, recenzenci będą mieli o czym podowcipkować. A ludzie odrzucą nienawiść, bo rozkochamy w sobie wszystkich skurwysynów. Tak, damy ludziom dużo miłości...
Czy nominacja do MTV Europe Music Awards razem z Blue Cafe, Smolikiem, Myslovitz i Cool Kids Of Death jest dla Ciebie wyróżnieniem i co ono dla Ciebie znaczy? Jaki jest Twój stosunek do nagród, do jakich byłeś nominowany i które otrzymywałeś do tej pory?
Peja: Grono w jakim się znaleźliśmy nie jest dla nas żadną nobilitacją poza tym, że Rojek zasłużył swoją pracą na to, co wraz z zespołem Myslovitz osiągnął. Trasy po Europie i anglojęzyczny album, to budzi szacunek. Co do reszty, to oprócz Smolika są to debiutanci, którzy nie stanowią dla nas żadnej konkurencji, choćby z pozycji gatunku muzycznego. Blue Cafe? Tatiana jest fajowa, nic poza tym. Gdybyśmy mieli tę promocję co Blue Cafe, to sprzedalibyśmy 250 tys. płyt! Takie są fakty. Tymczasem oni biorąc za plenerowy koncert 50 tys. zł po prostu mnie obrażają. Sprzedali ledwo 20. tysięcy płyt, więc za co ten hajs? Nie lubię tego głupka z trąbką, który chciałby mieć tyle fejmu, co ich śliczna wokalistka. Agresywne gwiazdorstwo, jakieś takie pragnienie wcinania się w kadr. Pewnie będzie płakał jak nie dostanie tej nagrody. My nie będziemy, chodzą słuchy, że możemy nawet wygrać. Ja na to nie obstawiam, ale miło by było. To nie podniesie mnie w żaden sposób na duchu ani nie dowartościowuje. Wtedy zrozumiem tylko, że wielu ludzi na nas zagłosowało, że tak wielu ludzi jest z nami. Bardzo cenię sobie dwie statuetki tzw. Magazynki. Gdybym wiedział, że taka nieprzyjemna atmosfera zapanuje na Bokserskiej podczas tzw. gali Ślizgerów, pojechalibyśmy do Spodka. Ślizgery, to frajerstwo. Jak można coś wygrać, kiedy nie jest się nominowanym? Wszystkie nagrody powinien w tym roku dostać Peja? Ktoś tak mówił chyba, okey, śmiało możecie mi oddawać swoje nagrody, jak się nie poczuliście, ja się poczułem (śmiech). No a Fryderyka sobie kupiliśmy z Darkiem za duża bańkę. Hirek Wrona jeszcze też dostał od nas w łapę i pięknie lobbował, żeby ani Ostry ani co najważniejsze WWO nie wygrali. My jesteśmy przecież tak komercyjnym bandem bez loga i w ogóle, bez tej całej sekciarskiej otoczki i filozofii prosto z tzw. ulicy, że nie stanowiło dla nas żadnego problemu kupienie sobie Fryderyka! (śmiech). Powiem ci tak, dla mnie największą nagrodą jest jak publika wrze, jest rozpalona do białości i wrzeszczy. Wtedy wiem, że wyzwalam w nich jakieś emocje, czerpię z tego energię i bez oporów napierdalam w nich rapem. A gdy są zachwyceni i krzyczą, że nas kochają, wtedy wiem, że warto żyć dla takich momentów i że bez nich byłoby ciężko. Wiem coś o tym. Nagroda muzyczna nie odzwierciedli w pełni twego wysiłku, jaki w to wszystko wkładasz. Nie ma co pierdolić, wsiadamy w samolot i zapierdalamy na bankiet do wielkiego świata (śmiech). i Christina niech kopsa nagrodę Rychowi i Darasowi (hi, hi).
Jak doszło do współpracy z zespołem Sweet Noise i czy planujesz takie podobne featuingi w przyszłości? Jakiego reprezentanta, innej niż rap muzyki, najchętniej zaprosiłbyś do współpracy?
Peja: To było prawie dwa lata temu, kiedy Red nawijał, że robi coś ze Sweet Noise przy ich nowej płycie. Wyszła propozycja aby Decks podogrywał jakieś rzeczy do tych ich wspólnych aranży. Jakiś czas później siedzieliśmy u nich w studio i słuchaliśmy tych wszystkich pomysłów. Trochę gitar, trochę takich rapowanek Glacy, dużo krzyku, "niegazowana" Anna Maria na pierwszym singlu, takie dziwności na pierwszy rzut oka i odsłuch. Wiedzieliśmy od dawna, że są ścisłą czołówką w swoim nurcie, ale to nie przekonywało Decksa do roboty. Chłopak się w tym nie odnalazł w przeciwieństwie do Kostka, który zrobił tam kilka fajowych wejść smoka. Potem poznaliśmy u Delisia menadżerkę SN. Płyta ruszyła do przodu i ja obserwowałem jak chłopy sobie radzą z nowym materiałem. Cały czas jeździł z nimi Kostek i czasami wywiązywała się gadka, co słychać i jak to jest z tymi wariatami. Pamiętam jak Kostek wyskoczył na klipie w tej strasznej masce. Ja byłem w szoku, bo mi się to bardzo źle skojarzyło, ale to nie rzutowało na moją opinię o dokonaniach i działalności SN. Potem te Fryderyki, w których zwyciężyli i wbili chuj w statuetkę. Szacunek dla nich za to. Chwilę później pojawił się sygnał, że Magiera ma robić jakieś remiksy na ich nowy materiał. Poszedł też przeciek, że chcą mnie zaprosić na nagrywkę i zanim zdążyli mi się praktycznie zapytać, ja już byłem na tak. Zdążyłem ich bardzo polubić i uznałem, że może wyjść z tego coś zupełnie niekonwencjonalnego. I tak też się stało... Czy planuję podobne rzeczy? Raczej nie. To był taki strzał tylko z nimi, ja od gitar się odżegnywałem. Fakt, spodobał mi się ten wyjeb z nimi, wspólny track, ale raczej nie. Z nie hip-hop'owych wykonawców, to na pewno Gwen Stefani z No Doubt - bardzo bym chciał z nią coś zrobić, ale to raczej niemożliwe, Kayah jest świetna, jak zawsze zresztą, Moby jest kozakiem. Znalazło by się jeszcze kilku fajowych muzyków, Polaków też, bo mamy również wielu utalentowanych artystów, tylko trzeba posłuchać...
Wywiad pochodzi z portalu hiphop.pl