Jesteś jedynym polskim raperem zauważonym przez amerykańską prasę. Pisał o Tobie "New York Times", tekst przedrukowano w prestiżowym hiphopowym piśmie "The Source". Reprezentujesz polski hip hop na świecie, bo dla hip hopu świat to USA. Co to dla Ciebie znaczy?
Skłamałbym, mówiąc, że potraktowałem to bez emocji. Ale nie upatruję w tym szansy na przepustkę do lepszego świata. Siedzę tu na miejscu. Tu coś znaczę, tam żaden z nas nie wybiłby się w rapie. Czarni mają rap we krwi. Ich maniera, styl bycia, mentalność nie jest kreacją. Mam wiele szacunku dla czarnych twórców rapu. Ale amerykańscy artyści nie wiedzą, jak mocno Europa jest zaangażowana w hip hop. Chcieliby tylko tutaj zarobić.
Nasz hip hop ma inne korzenie niż amerykański. Hiphopowa muzyka czarnych wywodzi się z funku, rhythm and bluesa i jazzu. Była z założenia kontrkulturą, protestem przeciw białemu systemowi klasy średniej. Czarni nie mieli swoich klubów, więc wyszli bawić się na ulice. Jeden napisał zwrotkę prze-chwalczą, to drugi chciał go przebić jeszcze lepszą. Nikt nie przypuszczał, że ta zabawa wyrośnie na najmocniejszą kulturę masową naszych czasów. Aż ktoś przyszedł do parku i zaoferował za ten rap pieniądze. Tak powstał pierwszy singel i pierwszy teledysk. Na dużej scenie zaistniał hiphopowy taniec - break dance. Prezydent Reagan z małżonką oglądali popisy czołowych nowojorskich grup - Rock Steady Crew i New York City Breakers, pokazała to telewizja. I wtedy nie można już było powiedzieć, że hip hop to sprawa na pięć minut. A nic tak nie daje poczucia bezpieczeństwa rządzącym jak zgoda na to, czego wcześniej się bali. W ten sposób mogą to kontrolować. Dziś w USA hip hop to najbardziej prężna gałąź przemysłu muzycznego. Jest mocno skomercjalizowany, rozrywkowy, a nie zbuntowany.
Rymujesz od 12 lat. Jakie były Twoje początki?
Wychowałem się w komunie. Kiedy padła i przyszły talerze satelitarne, dowiedziałem się, że hip hop istnieje. Nie da się go w całości przenieść na nasz grunt, bo nie my budowaliśmy tę kulturę. Tworzymy własną europejską odmianę - na szczęście. Pirackie kasety i kompakty, jeżdżenie na breakowiska za własne pieniądze - to się skończyło. W 1993 roku weszły na rynek duże wytwórnie. Pojawiły się oryginalne wydania płyt i kaset. Odtąd jedni chcą hip hop robić, a inni na nim zarobić.
A młodzi?
Wielu nie czuje potrzeby sprawdzenia starych, klasycznych rzeczy. Nie mają pojęcia, co tracą. To, co dziś media prezentują jako zagraniczny hip hop, to w większości ocierający się o pop chłam. Na tym tle polscy wykonawcy wydają się bardziej swojskimi i autentycznymi postaciami. I to oni są bohaterami dla młodych ludzi. Ci, którzy zaczynają dzisiaj pisać rymy, robią to pod wpływem muzyki podwórka. Chcą, żeby ich rzeczy na tym podwórku się przyjęły. A na podwórku zawsze ważny będzie ten, kto się z tego podwórka wywodzi. Koleżkowie i tak powiedzą mu, że jest najlepszy. Tymczasem tworząc hip hop, musisz żyć ze świadomością, że lepsi byli przed tobą i jeszcze długo po tobie będą się znajdować.
Ty też jesteś z podwórka.
Rapuję o tym, co widzę, co mnie otacza. Ten zbiór przeżyć i spostrzeżeń tworzy płyty. Mój rap nie jest kopią, zawsze to rap Peji. Nie wkładajcie go do podwórkowej szufladki.
Młodzi kopiują?
Zapatrzyli się w tzw. ciemną stronę. Nie wiem, czy to presja otoczenia. Nie będą cię szanować, jak nie będziesz robił tekstów w tym klimacie? Można mieć jakiś podwórkowy kodeks i o tym opowiedzieć, ale w końcu ten hip hop się przeje. To, co wydawało nam się oryginalne, chwilę później staje się pospolite. Bo młodsi raperzy powielają teksty, tematy i styl rymowania.
Ciemna strona to ci z pretensjami do świata, zepchnięci na margines, odrzuceni. Zaczęli wykrzykiwać żal w mikrofon, ukształtowali język rapowego pokolenia. "Samarka" - torba kokainy, "maniura" - dziewczyna, "społeczniak" - wzorowy obywatel. "Jaraj zioło dzieciak", "elo ziomek", "jebać konfidentów" to ich hasła.
I utożsamiam się z nimi. Ale w moich tekstach nie usłyszycie ani "elo", ani "jaraj zioło". To nie moja jazda. Znam te zwroty z ulicy, nie z rapu. Piszę teksty, robię muzykę, kupuję płyty, słucham ich i staram się być w tym jak najlepszy. Chcę być też dobrym człowiekiem, to zajęcie na całe życie. Nie robię rapu po to, by ktoś nazywał mnie hardcore'owcem. To wy rozdajecie etykietki. Jesteśmy tak samo wrażliwymi ludźmi jak wszyscy inni. Może nawet bardziej, bo to pokazują teksty. Opisany w nich ból i brutalna prawda to nie rzeczy wyssane z palca, ale zbiór własnych doświadczeń. Jeśli tego nie rozumiecie, to nie podejmujcie się tych tematów. Jeśli nie widzicie w nas ludzi, to co z was za ludzie?
Ci od ciemnego rapu nigdy nie mieli za miętowo. Wszędzie. W latach 90. na nowojorskim Bronksie KRS ONE rapował w przytułku dla bezdomnych do bitu wystukiwanego o ścianę. Nagrał pierwszą w historii płytę z gatunku gangsta rap. Ale po śmierci przyjaciela z zespołu, którego zastrzelono, gdy stanął w obronie młodszego brata, KRS radykalnie się zmienił. Zaczął nauczać moralności poprzez rap. Nie odwrócił się od ulicy. Poczuł misję. Dał młodym ludziom do myślenia. To jak rodzaj terapii. Nie masz komu o sobie opowiedzieć, robisz kawałek i to do wszystkich dociera. W hip hopie liczy się szczerość, życie w zgodzie z sumieniem.
A w Polsce panuje moda na twardy styl życia. Wszyscy chcą być zbuntowani, pijani, upaleni, aresztowani. To wzór naszego rapera. Nikt nie idzie z dziewczyną za rączkę, nikt w parku nie karmi kaczek, nikt nie ma obiadu w niedzielę z rodziną. To kłamstwo.
I Ty to mówisz? Przecież śpiewasz: "Jak policjant nie zniknę po haśle jestem, bo myślę / Na tajnych kompletach w konspiracji daję lekcje / Zakazane piosenki z wiedzy o społeczeństwie / Tylko cicho, żeby nikt się nie dowiedział / Gdyby rap był zbrodnią, dożywocie bym siedział".
Spotykam siedemnastolatka, który właśnie skończył grać support przed naszym koncertem. Zaczyna gadkę: "Siema, elo ziomek". Nie pali, tylko "jara szlugi". A potem mnóstwo słów w podobnym tonie: "pierdolić system" itd. To go pytam: "Papierosy z akcyzą palisz? Alkohol pijesz? To z jakim systemem walczysz?! Co nowego chcesz wnieść do rapu? Czy nie wydaje ci się, że powtarzasz zwroty, które samodzielnie myślący człowiek już sformułował?". Patrzy na mnie i widzę w jego oczach, że już jestem wrogiem. Bo nie podzielam zdania, które po części w nim ukształtowałem. Na koniec dodaję, że nie podobało mi się to, co z kolegami zaprezentował na koncercie. Bo nie wszyscy muszą od razu robić rap. Nie będę udawał, że fajnie grał i coś poczułem, oglądając pijanych, drących ryja małolatów. Dziękuję za taki support.
Ty też wydajesz płyty w legalnym obiegu, byłeś gwiazdą festiwalu w Opolu, pokazujesz się w telewizji.
Tak, ale nie uczestniczę w historiach typu NIP, ubezpieczenie, nie mam meldunku, nie głosuję. Takie życie daje swobodę. Jesteś na marginesie. Ty ich nie chcesz, a oni nie mają pojęcia, co się z tobą dzieje. Bo ja nic od nich nie chcę, nic im nie oddaję i dlatego też nic jak uczciwy obywatel nie dostanę. Ale jednego jestem pewien. Hip hop to sztuka. Dla wszystkich może być także bezpartyjną alternatywą wobec potęgi nieuczciwych polityków. Pokazuje, jak można żyć poza narzuconymi przez nich regułami.
Śpiewasz, że reprezentujesz biedę. Pouczasz swoich wyznawców. Głosisz jawną nienawiść do państwa, bunt wobec jego instytucji, wznosisz barykady. Nie boisz się, że Twoje słowa mogą zniszczyć coś wartościowego?
Ja nie pouczam.
A to jak nazwać? "Kształtuj osobowość odnajdź pozytywne wzorce / Pamiętaj o książce, a będzie dzieciak dobrze / Nabytą wiedzę wykorzystuj, jak potrafisz / Nie daj się człowieku propagandą osłabić /Naprawdę są słabi jak ten cały ich socjal / Godność swoją ocal w kolejce do bezrobocia".
To nie jest klasyczne pouczanie. Staram się przestrzec innych, żeby uczyli się na cudzych błędach i sami nie zrobili głupstwa. Na zasadzie: "Słuchaj hip hopu, unikniesz wielu kłopotów". Głoszę optymizm. Jest ci źle, więc musisz znaleźć receptę, by było lepiej. A po koncertach słyszę od dzieciaków, że któraś moja płyta uratowała im życie, dzięki niej przestali ćpać, zeszli ze złej drogi, zrozumieli, że nie wolno za wszelką cenę gromadzić pieniędzy, bo nie one rządzą światem. Że od pieniędzy ważniejsza jest przyjaźń. Podejrzewam, że dużo polskich płyt z hip hopem tak działa na małolatów. Mam nadzieję, że dorośli też powoli się przekonują.
"Nie czuję misji, mówię wam. Nie naprawiam świata. Nie staram się niczego prostować" - powiedział nam niedawno inny raper, Tede.
Zawsze mnie to najbardziej wkurzało! Ale to się zmienia. Niektórzy zauważyli, że dzieciaki najbardziej jarało w ich tekstach zioło i HWDP. Teraz próbują z tego wybrnąć. Czują odpowiedzialność za słowa. Sami też są trochę starsi, więc i dojrzalsi. Chcą małolatów uświadomić, że rap nie jest tylko muzyczką pod najebkę. Zakazane tematy zawsze będą przyciągać. Jak używki. Małolat na koncercie musi być napizgany, że ledwo na nogach stoi. Bo tak prawdziwy hiphopowiec wygląda. Przez to rodzice zabraniają dzieciakom słuchać polskiego rapu. Wyczuwają zdegenerowanie wykonawcy. Cierpią przez to ci, którym zależy na pozytywnym przekazie. Muszę dodać, że nie robię rapu tylko dla małolatów. Zawsze chciałem trafić w dorosłego słuchacza.
Jak chcesz świat zmieniać?
Przez opisanie, co się dzieje. Wszyscy widzą, że coś w kraju jest nie tak. Więc mamy trochę do zrobienia. Możemy być taką rozgłośnią piracką, nadawać za wszelką cenę.
"Lecz osądzić się nie dam / Rym jak granat bez zawleczki jestem niebezpieczny / Psiarnia zbiera akta w teczki, które pęcznieją z dnia na dzień". Jak to rozumieć?
Dosłownie. Policja interesuje się większością hardcore'owych składów. To raczej normalne. Bo jak mamy socjaldemokrację, to kto rządzi? Zresztą tak jest wszędzie. Public Enemy też mieli teczki.
Władza boi się rapu?
Tak. Bo nasze teksty mówią o tym, że człowiek jest wkurwiony. Że w końcu wstanie i rzuci kamieniem. Że będą się palić ulice, wyjdzie tłum i zmasakruje całe centrum, ludzie będą kraść i powynoszą, co się da. Bo w Polsce są bogaci i biedni. Ci przy korycie to 5 proc. uprzywilejowanych. A reszta żyje w ubóstwie. Nie idzie godziwie zarobić i przeżyć. Nie można zdobyć wykształcenia. Starzy też się buntują. Dlatego trafiły do nich moje teksty. Wkurza ich, że Kościół buduje świątynię za świątynią, zamiast ratować biedne dzieci, że Licheń ma większą powierzchnię niż Watykan, ale rzucają na tacę i potem brak im na chleb. Chcieliby, żeby wrócił PRL, bo za komuny każdy miał pracę, łatwiej było się kształcić. Starsi ludzi przecież niejedno przeżyli. Mają porównanie. Tyle że boją się krytykować. Tamten system nauczył ich pokory i strachu. A młody będzie krzyczał, walczył. Jest wściekły. Nie ma cenzury, wszystko może powiedzieć. Nie zazna represji, stąd bierze się jego odwaga.
Czego chcą młodzi ludzie?
Coś osiągnąć. Wszyscy, bez względu na pochodzenie, stan majątkowy i wykształcenie. Ale tu się nie da. Na przykład taki student zasuwa, zdaje egzaminy, często ćpa fetę (amfetaminę), żeby się szybciej uczyć. A taki ziomuś wstaje rano, wypali jointa, pójdzie pogadać z kolegami. Też ma stres, bo musi wymyślić jakąś złotówkę. Zbija według was bąki, ale tak naprawdę to cieszy się życiem, wolnością bez ograniczeń. I albo poukłada sobie pewne rzeczy na przyszłość, albo po trzydziestce będzie już tylko stał pod sklepem. A student za te dziesięć lat zazwyczaj stwierdza, że jego ideały i marzenia nie pokryły się z brutalną rzeczywistością. Że nauczył się mnóstwa nieprzydatnych w życiu rzeczy. Że nie ma pracy. Obaj są w matni. Studenta ratuje system, ziomka ratuje spryt i rap na przykład.
Czemu w ciemnym rapie tak mało tolerancji? Stać na nią tylko bogatych?
Studenci siedzą w barze. Wchodzą tam rozgniewane dzieciaki. I co się dzieje? Studenci grzecznie zabierają torebki, idą gdzie indziej. Te grupy mówią odrębnym językiem. Jak student powie np. "Ojejciuś!", to ten z ulicy: "Kurwa, co za gamoń!". Rap nie był nigdy muzyką o tolerancji. Raperzy są wkurzeni i wylewają żółć w tekstach. Na wiele rzeczy nielegalnych znajdziecie w nich przyzwolenie, tu jest najwięcej tolerancji. Sceptyk od razu przyatakuje, że rap to nic innego jak pochwała używek i bandytyzmu. Nie zrozumie, że ten opis to prawda, której nikt nie chce zauważyć. Nie znaleźliście w rapie nic ciekawego, twórczego? Nawet jeśli język jest według was nieparlamentarny? Czy nie używamy takiego języka na co dzień? Czy nikt nie krzyczy w domu, nie przeklina przy dzieciach? Ktoś je tego uczy, a dziecko umie słuchać. I wszystko pięknie rejestruje. I wkurwiony dzieciak dorośleje. I zaczyna pisać teksty. W takim języku - potocznym.
Popierasz przemoc?
Nie! Co to za pytanie? Czy moje teksty nawołują do przemocy? Czy jesteście aż tak krótkowzroczni, że kojarzycie rap z najgorszym złem, kiedy to właśnie on trzyma przy życiu młodego człowieka, bo daje mu nadzieję na przyszłość?! Małolaty, które otarły się o przemoc, są może twardsze. Ale co z tego, skoro "Ktoś ci może z nudów wpierdolić kosę". Sfrustrowane dzieciaki skaczą sobie do gardła niemal o wszystko. Rodzice harują. Nie mają siły zająć się własnymi dziećmi, które zresztą już od dawna potrafią same zadbać o siebie. Decyzje dzieci są często niesłuszne. Przemocą zdobywają to, czego chcą. Rodzinę oskarży się potem o błędy wychowawcze, zawsze można jakoś to nazwać, byle sprawa była zamknięta. Sport? Bogatsze dzieci chodzą na pływalnię, na tenis, na kręgle, do sauny. A biedny dzieciak kopie piłkę na rozwalonym boisku. I on wzgardzi tenisem, i będzie się śmiał. Dopóki nie zagrałem na korcie, to też z tenisa szydziłem. I to są te bariery. Jesteśmy otoczeni fałszywymi stereotypami. Dla wy-uczonych zakazany owoc to podwórko, dla biedniejszych wczasy za granicą. Straszna jest w Polsce ta kategoryzacja ludzi. Podział na normalnych i margines. Cała kultura tak to opisuje. A już dawno to się zmieniło. Dzisiaj społeczeństwem jest margines. Zbyt wielu ludzi tam zepchnięto. Nie pasowali, nie zmieścili się w systemie lub im po prostu w życiu nie wyszło. I teraz są problemem, niejednokrotnie zagrożeniem.
Trudne życie niszczy?
Daje determinację. Bo wiadomo, że nie ma w życiu taryfy ulgowej i na wszystko trzeba zapierdalać.
Niedawno na Bałutach, w najbiedniejszej dzielnicy Łodzi, młodzi mężczyźni bez żenady opowiadali nam, jak kradną. Szukali w rapie potwierdzenia: kradniemy, bo jesteśmy głodni. Więc zapytamy tym samym językiem: zapierdalać czy zapierdolić?
Są różne półki tej złodziejskiej historii. Rzeczywiście, niektórzy chcą mieć wygodniej. Ale ci, z którymi ja się wychowałem, najczęściej kradną na przeżycie. Bo nikt im nie da, jeśli nie zarobią. I tak to nazywają: "idę do roboty". Kiedyś w zoologu podpisywałem protest. Chodziło o to, że czarni zabijają goryle w Afryce, obcinają im łapy, głowy i sprzedają mięso na targu. Przede mną wpisał się koleżka, patrzę: "zawód - złodziej". Uśmiechnąłem się, ale nie, żebym był zbulwersowany. Wtedy zastanowiłem się, kim jestem. I pomyślałem, że jestem muzykiem. Muzykiem, który się uczy w liceum. Nikt mi już nie powie: po podstawówce, bez zawodu, nierób zwykły, na bank kradniesz, bo z czego byś żył. Takich jak ty nasze państwo nie chce. Wiadomo, że starych nawyków człowiek nie zapomni.
Pewnie kradłbym, gdyby nie rap. Ludzie kradną, bo jest to powszechne zjawisko. Kradną na każdym szczeblu. Nie uważają, że to nie w porządku. A czy to w porządku, że ludzie całe życie harują, by na starość nie starczało im nawet na opłaty? Czy młody człowiek ma się poświęcać w imię uczciwości? Całe życie ma robić coś, czego nienawidzi, tylko po to, by utrzymać swą żałosną egzystencję? I z przepracowania jeszcze umrzeć przedwcześnie na emeryturze? Kto chce takiego życia? Teraz żeby się legalnie nakraść, to partię trzeba założyć. Raz na pół roku kogoś łapią i robią pokazówkę w "Wiadomościach". Że niby system jest sprawny, że jest niezawisłość, sprawiedliwość. Żeby człowiek wkurzony nie chodził, bo żyły sobie wypruwa i ciągle widzi w telewizji spuchnięte mordy tych Lepperów. Drobni dziubacze zawsze zostaną ukarani. Grube ryby są bezkarne. Elity nie mają pojęcia, czym jest bieda. Jeśli ten problem ich bezpośrednio nie dotyczy, to dlaczego mieliby coś z tym zrobić. Oni używają władzy tylko po to, żeby mieć lepiej dla siebie.
Nie wszyscy kradną! Czy uważasz, że gdy kradnie wielu, złodziejstwo przestaje być grzechem?
To demoralizacja i trzeba się jej przeciwstawiać. Kiedyś w PRL-u system trzymał wszystkich za ryj i nie było nawet żebractwa na ulicach. Nie mówię, że to dobre, bo tych ludzi po prostu z ulic siłą usuwano. Ale wkurza mnie rozkrzyczana opozycja, która przeszkadza władzy rządzić. Jestem za rządami silnej ręki.
Mieliśmy już takich dyktatorów po sąsiedzku. Nie pamiętasz, jak się skończyło?
Nie chodzi mi o dyktaturę. A swoją drogą dyktator się zbliża, ze wsi nadchodzi. Nie rozumiecie, co się dzieje w naszym kraju? Ten człowiek jest żywym przykładem, jak można legalnie łamać prawo, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Ale każdy boi się zwykłego głąba. Dlaczego? Bo postanowił mówić językiem ludu i zdobył tyle poparcia, że elity się przeraziły. A co on mówi? To, co lud chce słyszeć. Że wszyscy kradną. Programu nie ma żadnego, aferę robi tylko przy kamerach.
Nie wierzysz w demokrację?
Wierzę w siebie.
Oczekujesz rewolty?
W całej Europie nasilają się prawicowe ruchy. Wielu młodych Francuzów chciało, by Le Pen doszedł do władzy, bo wtedy zaczęłaby się rozpierducha. Arabowie na to liczyli, bo są gotowi do rewolucji, do wojny. Ja tego nie popieram. Ale myślę, że polska młodzież dojrzewa, by wybuchnąć i uderzyć. Ludzie się wkurwią, zobaczycie. A nasi politycy tego nie widzą, bo dopasowują się do Unii. Zajęci są tylko tym jednym.
To Unia Europejska też jest zła?
A po co mi wasza Unia? Co, więcej płyt sprzedam na rynki zachodnie? Żartujecie. Halo, nie ucieknę nawet na koniec Europy, bo mnie złapią. Będzie jedna mafia, a my będziemy zasuwać na Brukselę. Możliwe, że ci lepiej wykształceni wyemigrują za pracą i do końca stracimy tożsamość narodową. Nikt nie będzie chciał być głupim, biednym, poniewieranym Polakiem.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że terroryzm to najbardziej radykalna forma polityki. A przecież działanie z pozycji siły to podstawowy argument bandytów.
Palestyńczyk siedzi w obozie, zdycha z głodu i może dostać kolbą karabinu na dzień dobry. Nic mu nie wolno we własnej okupowanej ojczyźnie. Jak tu nie być zdesperowanym, nie wziąć dynamitu i nie zdetonować w autobusie? Jeden zaangażowany w sprawę człowiek zabija siebie i kilku Izraelczyków w imię obrony narodu. Nazywają go terrorystą. Potem przyjeżdża 150 czołgów, buldożery, rozwalają Palestyńczykom kilka osiedli, zabijają ludzi. Ale to już nazywa się legalnym odwetem. Walną ci rakietą w samochód, gdy tylko nabiorą podejrzeń. Tam układ sił jest jednoznaczny. Czołgi kontra kamienie. Czy wy tego nie rozumiecie?
Nie lubisz Żydów?
Nie jestem antysemitą i nie próbujcie mnie podpuszczać. Nie lubię tego, co robią jako naród. Żydzi twierdzą, że Polacy są współodpowiedzialni za Holocaust. Bo zagłada odbyła się w Polsce. Młodzież tak się uczy historii w Izraelu! No a krzyże w Oświęcimiu. Czy w tym obozie ginęli tylko Żydzi?
Amerykanów też nie lubisz?
Stany wzniecają konflikty zbrojne nie od dzisiaj. Przyzwyczaili nas do tego od Hiroszimy. Korea, Wietnam, Irak, długo by wymieniać. Bili się, szkolili terrorystów, a teraz nie wiedzą, co zrobić. Chcą walczyć z demonami, które sami stworzyli. To tak jak z narkotykami. Opowiadanie, że Ameryka jest kolebką pokoju, to szczyt wszystkiego. Dlaczego Polska ma walczyć z Irakiem? Dlaczego nasze wojsko ma być na każde skinienie? Dla budowania amerykańskiej potęgi? Dlatego, że zarobi na tym cały przemysł zbrojeniowy? Tylko w tak zepsutym kraju mógł narodzić się hip hop.
U nas też się przyjął.
Z naszym społeczeństwem jest tak: nie szukajcie wierzących w kościele. Znam ludzi głęboko wierzących, którzy tam nie chodzą. Bo w kościele ksiądz mówi: "Jak nie przyjdziesz do domu bożego, to ty nie jesteś nasz". Ale czy na tym polega wiara? Ja mogę się pomodlić sam, gdy naprawdę potrzebuję rozmowy z Bogiem. Bez pośredników. Tak samo z patriotyzmem. Patriotów nie szukajcie w armii. Bo w imię czego prawdziwy patriota ma się dać zdegenerować gorzej niż w poprawczaku albo kryminale? Przejdzie falę, będzie okradany przez przełożonych, będzie spał w baraku z innymi sfrustrowanymi facetami.
W moim wykonaniu tak. To forma odpowiedzi na propagandę, jaką jesteśmy karmieni. Kontrpropaganda? Nazwij to, jak chcesz. W ten sposób docieram do mas. Historia pokazała, że ten, kto przemówił i porwał tłumy - odniósł sukces. Ale to śmiertelnie niebezpieczne. Władza zauważy, kto pierwszy rzucił kamieniem. I on zniknie. Na tym rewolucja się zakończy. A ludzie jak to ludzie, ustawią się w szeregu i będą dalej zapierdalać.