Duszę. Piekę. Smażę. Bardzo interesujący wywiad udzielony do styczniowego numeru miesięcznika "Machina".
Machina: Po głośnej bijatyce podczas Twojego koncertu w Zielonej Górze, Hirek Wrona wypowiedział się jako specjalista od „nałogu alkoholowego Peji”. Zaskoczyło Cię to?
Peja: Niekoniecznie. Nie rozumiem jednak, dlaczego Hirek upublicznił naszą prywatną rozmowę. Możliwe, że ludzie teraz będą na mnie patrzeć jak na alkoholika. Gdy zobaczą mnie z piwem, powiedzą: "O, wrócił do nałogu", a złośliwi, że topię się w kieliszku. To, że poszedłem na kilka spotkań chcąc zgłębić problem to moja prywatna sprawa i na tym właśnie polega anonimowość.
Ale to już przestało być tajemnicą.
No przestało. Jestem w tym biznesie nie od dziś i wiem jak to funkcjonuje- piją wszyscy. Jestem, więc czujny i jeśli widzę, że mam nieprzepartą ochotę się napić, to zasięgam rad specjalistów, a nie ma lepszych terapeutów niż trzeźwi alkoholicy w AA. Przecież nie pójdę do pani doktor, która przepisze mi lek na to, żebym pił tylko sok, prawda? Na tym to polega. Zresztą poruszam problem alkoholowy na każdej płycie, rapuję: "Ludzie takich jak ja zwą alkoholikami" i moi fani przyjmują to z kciukiem do góry, ale jeśli mówi to dziennikarz muzyczny w poważnym programie to może mi zaszkodzić. A ja mam świadomość zagrożeń, jakie niesie za sobą picie. Wolę zapobiegać niż leczyć. Nie dopuszczę do sytuacji, w której stanę się bezsilny wobec alkoholu.
Często kłamiesz?
Tyle, co każdy.
Cztery razy dziennie?
Nie mam obecnie powodów. Czasem oszukam siebie. Żeby sobie coś wytłumaczyć nie przyjmuję do wiadomości zaistniałych faktów , ale najczęściej i tak potem muszę się z tym zmierzyć, więc to jest tylko takie oddalanie. Jestem szczery dla przyjaciół, rodziny, dla kobiety, chociaż z tą szczerością to też czasem niedobrze. Jak się jest zbyt szczerym, bo pewne rzeczy mogą być wykorzystane przeciwko tobie, więc czasem lepiej milczeć. Kiedyś kłamałem doskonale. Moją poprzednią narzeczoną okłamywałem często.
Patrzyłeś jej w czy tymi twoimi niebieskimi oczami tak jak mnie teraz i łgałeś?
Knułem, kombinowałem, piłem. Ale takie życie stanowi przeszłość. Konsekwencją mojego życia rappera-bawidamka było zapalenie trzustki, dwa lata temu spędziłem Święta Bożego Narodzenia w szpitalu. To dla mnie moment przełomowy. Zrobiłem bilans dotychczasowego życia i postanowiłem je diametralnie zmienić. Wyszedłem ze szpitala zbolały, ograniczyłem alkohol, nie jem tłusto. Dlatego też nie jestem jakoś fajnie zbudowany.
To jak Ty byś chciał być zbudowany?
No parę kilo w mięśniach mi ubyło, a to już jest dla mnie dużo. Nie mam mięsa na gnacie, patrz, tylko takie coś. Widzisz?
Przesadzasz.
Każdy ma swojego świra. Ja lubię być okrąglejszy na twarzy, a nie taki szczurek. Sprawność fizyczna jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, ale oczywiście nie za cenę utraty zdrowia. Od czasu rozpoznania mojej choroby praktycznie jestem na diecie, nie stosuję żadnych suplementów wspomagających moja pracę na treningach. Ma to przełożenie na zmianę w moim wyglądzie, ale czuję się świetnie. Do tego dużo gram czasem nie dojadam, nie dosypiam, nie odpoczywam psychicznie. Życie w trasie często nie jest zbyt higieniczne.
Łatwo żyć bez alkoholu?
To kwestia wyboru. Jeśli alkohol nie kieruje Twoim życiem jest to wykonalne. Na wódkę można znaleźć wiele powodów, bo jest zły dzień, bo zimno, dla zdrowia, na smutki, radości. Jako osoba pijąca, wiem, że trzeba zmienić po prostu nawyki, potrafić odmówić. Na co dzień przebywam w miejscach gdzie ludzie piją alkohol, w trasie na imprezach w klubach z kumplami. I jeśli sięgam po alkohol to jest to obecnie mój świadomy wybór, nie traktuję tego jak uleganie presji, ponieważ nikt mnie specjalnie nie namawia. Zresztą w razie, czego mam swojego „anioła stróża” a nawet dwóch. Moja narzeczona się martwi i często stosuje wobec mnie politykę zero tolerancji. Nie chce bym pił często, tłumaczy i naprawdę się przejmuje, bo jej zależy. Chce żebym był zdrowym człowiekiem, który będzie miał z nią dzieci i którego nic nie będzie boleć. Chce czuć się bezpiecznie i ja ją w stu procentach popieram. Robi to dla nas i staram się nie zawodzić, aczkolwiek powiedziałem, że tak zupełnie nie wymażę alkoholu. To jest po prostu niemożliwe. Ale generalnie alkohol wprowadza chaos. Piętrzą się takie gówienka, z którymi radzisz sobie wyśmienicie, jeśli nie pijesz. Alkohol to taki egocentryczny blok. Nie patrzysz, czego ktoś od ciebie wymaga, widzisz tylko własne przyjemności. Robię znacznie więcej rzeczy, ponieważ powstała luka czasowa, która wcześniej zarezerwowana była na picie, kace, kliny, chandry. Zresztą powtórzę jestem czynnym sportowcem biegam, jeżdżę na rowerze, trenuję na siłowni. Sportowy duch z lat młodzieńczych nadal mi towarzyszy. Jako dwukrotny Mistrz Polski w Judo wiem, czym jest zawodowe uprawianie sportu, które zdecydowanie wyklucza stosowanie wszelkich używek.
Nie wiedziałam.
No, a kto o tym wie? Pół życia trenowałem judo. Zainteresowałem się tą dyscypliną krótko po igrzyskach olimpijskich w Seulu, skąd Waldemar Legień przywiózł złoto, a Janusz Pawłowski srebro. No i wtedy był bum. Trenowałem przez 8 lat, a skończyłem z powodów dla mnie ważnych, bo w międzyczasie zainteresowałem się nie tylko kulturą hip- hopową, ale też stadionową. Uczestniczyłem czynnie w wyjazdach i kibicowałem Lechowi Poznań. A, że trenowałem w policyjnym klubie to byłem często i gęsto widziany na monitoringach, więc klub zaczął ze mną walczyć.
A skąd właśnie Ty wziąłeś się w policyjnym klubie?
Taki po prostu był. Zresztą jak masz 12 lat nie myślisz o strukturze takiego klubu tylko chcesz z chłopakami bić się na macie. Dopiero później zaczęło do mnie docierać, że to jest jednak, jakby nie było, kadra przyszłych policjantów. Wtedy już zacząłem kuleć ze szkołą średnią i oni zaczęli traktować mnie jak element. Peja słucha tej dziwnej muzyki, dziwnie się ubiera i jeszcze chuligani. Peja musi podciąć włosy, bo jak nie to nie pojedzie do Wenecji albo do Paryża na turniej. Jak Peja obciął włosy, to nie pojedzie, bo za krótko. Przestali brać mnie na ogólnopolskie turnieje. Gdy zrobili to po raz trzeci, zapytałem sam siebie- "po jakiego chuja, gościu, pięć razy w tygodniu zapierdalasz i robisz wszystko jak najlepiej, a i tak jesteś przegrany?". Hip-hop i poczucie silnej przynależności do ulicy na tyle mnie też już wciągnęły, że zacząłem pisać teksty. Mocne życie zaczęło brać górę i to wykluczyło mnie już zupełnie ze sportu. Nie, sam się z niego wykluczyłem. Postanowiłem stanąć po drugiej stronie barykady. I wiesz co? Jeden z moich byłych trenerów, akurat taki fajny, pięć lat temu zgłosił mnie do odznaki Polskiego Związku Judo i przyznano mi srebro za wybitne osiągnięcia dla klubu...Popularność, widzisz, robi swoje. Otwiera drzwi.
Uwierzyłeś w szczere intencje klubu?
Dzisiaj już przymykam na to oko. Wiem, że kariery sportowej bym nie zrobił, spoko, na pewno byli bardziej utalentowani zawodnicy. Ale moja przygoda ze sportem na pewno miała wielkie znaczenie, dlatego, że nie skończyłem tak jak moi kumple. Kryminały, zakłady, marazm, życie na krawędzi, na najniższym szczeblu w łańcuchu pokarmowym, życie z dnia na dzień tym, co się dzieje pod blokiem czy w bramie. Dzięki judo jestem gdzie indziej, bo gdy trafiłem na ulicę byłem już bardziej świadomy.
A co z ulicy najbardziej w tobie tkwi?
Ulica wyostrza. Skupiasz się na rzeczach istotnych. Resztę odrzucasz. Wszystkie moje sprawy sądowe miałem za udział w bójkach, a nie napady w celu osiągnięcia jakichkolwiek korzyści majątkowych. Od słowa do słowa i zadyma gotowa. Nie dam sobie napluć w twarz. Mam swój honor i zasady. Nie boję się, wychodzę do ludzi. Nie nagnę zasad pod jakieś korzyści, a nie oszukujmy się- nasze społeczeństwo opiera się na cwaniactwie. Wolę, więc być sam albo zawołać dwóch kumpli z bramy i napić się z nimi wódki niż siedzieć z kolesiami, którzy podają mi rękę i myślą, jak mnie skubnąć, albo, że jestem frajerem. Ulica na pewno mnie nie zniszczyła. Wręcz przeciwnie- dała mi bardzo wiele inspiracji.
A te blizny?
Ta na czole? Zawsze mówię, że do mnie strzelano (śmiech). To znamię po ospie wiecznej. Ja nie mam obitego łba i się z tego cieszę. Lubię być bad boyem, ale cieszę się, że jestem pretty boyem. Blizny może i nadają męskości, ale...
Bywają sexy.
Rozcharatałem sobie kiedyś mostek, bo skoczyłem na piec kaflowy, w który wbity był gwóźdź i tak zawisłem. Ale to żadne blizny, a tatuaże są z profesjonalnego studia. No, widzisz, żaden ze mnie element przestępczy. W zakładzie karnym nawet nie byłem.
Mam być rozczarowana?
Widzisz, jakby pokazywać przynależność gangową, to są bossowie, żołnierze i fani gangu. Ja należę do tych trzecich. Mam swoje życie i dziękuję Bogu, że mogę robić to, co daje mi namiastkę spokoju i azyl. Na moją dzisiejszą postawę miało też wpływ to, że musiałem od wczesnych lat stanąć szybko sam na nogi i zadbać o to by móc tu dziś siedzieć i robić z tobą ten wywiad. Chociaż nie mogę powiedzieć, bo to byłby absurd, że to był mój plan na życie. Moim planem było robienie rapu, a nie życie z rapu, prawda?
Kiedy byłeś ostatnio głodny?
Jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wytwórnie, które ze mną współpracowały miały gdzieś, że mam kłopoty i próbowały nie wypłacać mi tantiemów, a ja siedziałem z żoną w domu i kombinowaliśmy co dalej. Pieniądze, które wtedy zarabiałem wystarczały na pokrycie długów za mieszkanie po ojcu, które zresztą i tak straciłem. Tak naprawdę sam je opuściłem. Nie było szans, żeby się przeciwstawić administracji, prywatnemu właścicielowi i wykonawcom tego wyroku, a syn administratorki był spowinowacony z sądem, tak, że od początku, od śmierci ojca nie chcieli mnie w tym domu i cały czas naliczali zadłużenie, ja je spłacałem, oni naliczali odsetki, ja spłacałem, a oni naliczali zamiast czynszu odszkodowanie, bo nie miałem aktu najmu. W pewnej chwili stwierdziłem, że to nie ma sensu i olałem to na trzy lata aż do momentu Kiedy zaczęli mi wszystko wyłączać. To był hardcore, zakręcili mi wodę i wycięli instalację elektryczną na klatce, żebym nie kradł prądu, bo takim procederem też się zajmowałem i miałem długi jeszcze w energetyce. A byłem zbyt dumny, żeby iść do kolegów i pożyczyć 20 złotych, bo to ja byłem dla nich przykładem, bo to ja wtedy byłem kimś, kto coś robi, bo ja miałem trzy wydane płyty. Wolałem pojechać do cioci i pożyczyć 100 zł i potem honorowo jej oddać. Miałem komorników i to nie działo się, gdy miałem 12 lat, tylko 10 lat temu.
Mama zmarła jak miałeś 12 lat. A ojciec?
W 1996 roku. Po śmierci mamy pił po nocach, płakał, widziałem jak pracuje na swój upadek, jak pielęgnuje traumy, on też nie miał łatwo za dzieciaka, jego ojciec też pił. Zmarł zresztą dzień po śmierci mojej matki . Jak ojciec wychodził z domu nie wiedziałeś, kiedy wróci czy Ty jako dzieciak poradzisz sobie pod jego nieobecność, bez pieniędzy jedzenia. Jak wracał to zamykał się w pokoju i nie wiadomo było czy żyje. Był moment, gdy myślałem, że wyjdziemy na prostą, bo ożenił się ponownie a ja zyskałem dwie przyrodnie siostry. Macocha jak macocha, tolerowała mnie, a ja ją, no, bo wiedziałem, że była potrzebna ojcu. Wiadomo, to nie była moja matka, ale próbowała stworzyć nam dom i myślę, że to by się mogło utrzymać, gdyby nie ojciec. Jak nie pił to był normalny, jak pił to był nieobecny albo wkurwiający i trzeba było go ustawić. Zaczęły się awantury, więc kobiety się wyniosły. Potem zachorował na raka i zaczęło się. Lekarze, naświetlania, szpital jeden, drugi, opieka paliatywna, poradnia do walki z bólem, morfina, no i co…Wiedziałem, że umrze, a i tak nie byłem na to przygotowany.
Straciłeś wszystko.
W tym czasie byłem już z moją przyszłą żoną. Dzięki niej zyskałem nową rodzinę. Po 4 latach narzeczeństwa wzięliśmy ślub. Uznałem, że jestem już gotowy na dorosły związek, że wszystko się ułoży, wyjdzie dobrze. A wyszło jak wyszło. Rozwiedliśmy się trzy lata temu. Bardzo dużo jej zawdzięczam. Dzięki niej utrzymywałem się na prostej, nawet jak nie było nic w lodówce, o czym rapowałem na płycie: "Na legalu?”. Pamiętam, że alkohol był wtedy raczej sporadycznie, ponieważ ekonomia nie pozwalała na zakup tak luksusowych towarów (śmiech). Prawdziwa wódka zaczęła się dopiero po kilku latach, kiedy nie byliśmy już razem. I byłem już, wiesz, uznanym muzykiem i biznesmenem, który miał na wszystko i mógł sobie wypić czy to lampkę koniaku czy to flaszkę duszkiem, przepuścić pewną kwotę w nocnym klubie, podrywać dziewczyny.
O tym marzyłeś?
Z pewnością nie taki plan wtedy zakładałem. Niestety życie weryfikuje wiele postaw. Niespodziewany sukces, popularność, pieniądze. To wszystko zaważyło o nowej jakości mego życia. Za tym poszły niebezpieczeństwa, imprezy, przygodny seks, zachłyśnięcie się tym, nowym zdawało mi się wtedy lepszym światem.
Na ostatniej płycie lirycznie zaśpiewałeś o matce.
To miał być przyjemny liryczny utwór, nie żaden horror. Ludzie często przy nim płaczą ja jednak się uśmiecham, bo mówię do matki i nie widzę w tym nic niepokojącego. Nie płaczę z tego powodu, że wszyscy mnie opuścili przedwcześnie, ponieważ albo mnie to zahartowało albo stępiło moją wrażliwość. Nie pochodzę z jakiejś patologicznej rodziny. Ojciec był po szkole średniej nie wchodził w konflikty z prawem. Matka poszła na studia, ale musiała je przerwać z powodów zdrowotnych. Byliśmy fajną rodziną do momentu, gdy problem alkoholowy nas zdominował. Ale w tym kawałku nie zamierzałem poruszać ciężkich tematów, chciałem opowiedzieć o rzeczach, które jako dziecko były dla mnie ważne. O miłości do matki, o trosce, z jaką o mnie dbała o tym wszystkim, czego doświadczyłem za jej życia. Utwór trafił do wielu ludzi, przezywających podobne problemy a przede wszystkim taki dramat jak śmierć rodziców.
A jaki masz problem ze sobą?
Jak każdy inny. Czasami znęcam się nad wszystkimi, jaki to jestem stary, no, ale jak widzę 88- te roczniki na rozkładówkach, to mnie to przeraża. Że rok 90- ty był 20 lat temu? Jak? To było przecież niedawno. Mundial, Italia 90 i przywódca angielskich chuliganów Paul Scarrott aresztowany na lotnisku w Rzymie, nie? Tym się żyło. Teraz mam 33 lata, młodszą dziewczynę i włosy siwe. Tak. Czasem jestem roszczeniowy, może to jest jakiś defekt? Najczęściej paradoksalnie dla obcych jestem łagodniejszy, a dla swoich bywam lekkim dyktatorkiem. Na szczęście zależy mi na bliskich, a oni nie boją mi się powiedzieć, żebym wyluzował.
Kto to są twoi bliscy?
Moja narzeczona, koledzy, przyjaciele. Są przyjaciele, niektórzy z dzieciństwa, inni znaleźli się na etapie muzycznym. Jest też ciocia Hania. Tak jak ty ma na imię. Mój anioł stróż numer jeden. Siostra mojej mamy, która czuwa nade mną.
Dla kogo zrobiłeś swoją ostatnią płytę?
Dla siebie przede wszystkim. I dlatego też, że poprzednią krytycy nazwali "nic nowego, ładnie opakowane". No, to ja wam, kurwa, pokażę. Wydam jeszcze lepszą płytę, storpeduję starą i zrobię to w na maksa krótkim czasie. Ciągnął się za mną „Styl życia G'N.O.J.A.”, który był robiony przez dwa lata, a w międzyczasie dużo zaczęło się zmieniać i z niektórymi rzeczami już się nie identyfikowałem. Poprzednią płytę wydałem w grudniu 2008 roku, a w styczniu byłem już znów w studiu. To stało się samo z siebie. Po 5 latach rozszedłem się z moją poprzednią partnerką. To był toksyczny związek. Uwolniłem umysł, poczułem szczęście, przypływ energii jako zakochany, spokojny i szczęśliwy człowiek. To dało mi niesamowitego kopa. I o tym też jest ta płyta. "Szczęście", „KC” czy "Kochana mamo" to są liryczne kawałki. Jest też klubowy numer "To co robimy", jest dramatyczne "Pozwól mi żyć", kilka rapowych kawałków jak "To jeszcze nie koniec". Tak naprawdę to jest taka na maksa pozytywna płyta. Chciałem pokazać, jaki jestem od razu, teraz, dziś.
Jaki jesteś?
Jestem poważnym facetem. Chcę związać się z kobietą, z którą się ożenię i będę tak samo radził sobie w życiu jak z pierwszą żoną, z tym, że tym razem będą mi sprzyjać też wszystkie zewnętrzne czynniki, popularność, praca, dobrze płatna praca, ambicja, rozwój i potencjał artystyczny. Widzę horyzont. Jestem utalentowany, zdolny, ambitny i przystojny. I narcyz do tego (śmiech). Wiadomo, że każdy ma jakieś wady ukryte, ale ja staram się je eliminować, wciąż nad sobą pracuję. Obecnie jestem idealnym materiałem na męża (śmiech). Przeżyłem wiele zarówno w moim prywatnym jak i artystycznym życiu, mam świadomość niebezpieczeństw, ale ucząc się na błędach zdobyłem doświadczenie, które na dzień dzisiejszy jest mi niezmiernie pomocne w moim nowym, dorosłym życiu.
Kupujesz kwiaty narzeczonej?
Oczywiście. Niemal codziennie, są porozstawiane po całym domu. I tak przez cały rok. Oczywiście kwiaty i prezenty muszą być bez okazji, bo jak inaczej?
Gotujesz?
Tak. Duszę. Piekę. Smażę.
Powiedz jeszcze, że w fartuszku...
Bez. Mięso, karkówki, schab, pałki kurczaka, sosy to standart. W zupach jestem słaby. Ryż mam sypki, nieklejący. Wszystko robię. Piorę. Sprzątać ponoć uwielbiam, bo jestem pierdolonym pedantem. Ja wolę stwierdzenie, że dbam po prostu o czystość. W szafach też musi być porządek. T-shirty leżą poskładane w kupki. Muszę jednak przyznać, ze na dzień dzisiejszy w tych wszystkich codziennych czynnościach wspiera mnie moja Paulina, jeśli nie całkowicie wyręcza. Dwie płyty w ciągu roku i blisko setka wyjazdów z koncertami w tym roku nie robi ze mnie domatora i gospodarza domu w jednym.
T- shirty układasz kolorami?
Kolorami. Łatwiej znaleźć. I firmami.
Na pewno masz nerwicę natręctw.
Pewnie tak. Książki na półki, długopisy na miejsce, ręczniki na wieszaki, rzeczy z łóżka. Musi być porządek. Nie lubię kurzu i prószków na dywanie. Kwiaty podlewam. Nie zabijam pająków, bo to nieszczęście przynosi. Uwielbiam parki, przyrodę. Wzrusza mnie muzyka, obraz, porusza ludzka krzywda. Mały dzieciak czy zwierzak- tak samo jak baby mogę pójść czasem w tę stronę.
Popłakać?
Dlaczego nie? Jestem emocjonalny. Mogę się wzruszyć czasem. Na filmie. Nie będzie to komedia romantyczna, bo gustuję w dramatach obyczajowych i thrillerach psychologicznych. I wiesz, co? Tym zjednywałem sobie przychylność kobiet. Bo ja jestem podobno na maksa oszukany. Wielu widzi we mnie zwierzę, nie człowieka: "nie podchodź, bo ci przypierdoli albo przynajmniej ugryzie", tatuaże, łysy łeb, zbudowana masa mięśniowa. Mówią, że wyglądam jak niebezpieczny steryd z siłowni. A jak steryd to idiota. Dres. Kretyn. A potem okazuje się, że to bardzo interesujący, inteligentny facet.
ABS.
Mam to gdzieś. W kontakcie bezpośrednim ludzie nagle doznają przebłysku- eureka, facet jest na poziomie, wie, czego chce i to wszystko po podstawówce jeszcze, no trudno. Zbudowałem pewien wizerunek, za który jestem odpowiedzialny, ale nie robiłem go w pełni świadomie. On zbudował się paradoksalnie na braku wizerunku. Byłem sobą, a wnioski wszyscy i tak mają takie jak każdy chce. Kupują pewien wizerunek, dostają zawartość na płycie, mówią zły, dobry, brzydki i już. Daję na to przyzwolenie, a sam żyję jak chcę i tak jak potrafię.
Słuchaj, a muzykę też układasz tak jak t-shirty, równiutko, kolorami?
Tu akurat lubię bajzel. Piszę jak mnie najdzie, na serwetkach, skrawkach, biletach PKP, na wezwaniach, kopertach. Mam też zeszyty, ale one mają to do siebie, że jak chwycę to pół od razu zapiszę. Żeby, więc nie zarywać nocki, mam też osobne karteczki. Czasem zapisane z drugiej strony, bo jestem oszczędny.
Nie było w tobie ani odrobiny lęku jak twoja nowa muzyka zostanie przyjęta?
Wiedziałem, że będzie sukcesem. Trafiam do słuchacza, bo jestem autentyczny od początku do końca. "Na serio" zrobiłem ładnie, z dobrą ekipą i dobrze brzmi. Nie ma beznadziejnych logotypów, tylko nazwa mojej wytwórni. Umieszczanie logotypów stacji radiowych i tv, portali internetowych to dziś standard i jedyny wymóg, żeby te media zaczęły interesować się Twoją muzyką. W konsekwencji i tak media które umieszczasz na swojej płycie z umów się nie wywiązują, gdy tylko płyta znajduje się na półce sklepowej. Nie grają, nie piszą, nie dzwonią nie robią nic kurwa. Wszystko, co najlepsze robią dla siebie, a nie dla artysty. A głupi artysta robi im po prostu darmową reklamę. Kiedyś myślano, że im więcej tych tandetnych znaczków tym jakość zawodnika lepsza. I okazuję się nagle, że oni to po prostu wykorzystują dla własnych celów. Codziennie słyszę o tym, że nad artystą ktoś ma patronat medialny, z którym nie wiąże się nic poza umieszczeniem logotypu na jego płycie. Czy zagraniczny artysta grany jest w stacjach radiowych i telewizyjnych bo umieszcza logo jakiejkolwiek stacji? Nie. Gdyby tak to działało musieliby wydawać książkę z tymi logotypami 500 stronicową. Zagraniczny artysta podpisuje się pod płytą z imienia i nazwiska, logiem wytwórni, w której wydaje. A grają go Ci, którzy chcą, bo jeśli muzyka jest dobra to grać ją należy. W Polsce wygląda to jednak zupełnie inaczej. Im zawsze coś przeszkadza, nie chcą cię follow Up ować. Myślą tylko o swojej sałacie. Oblicza dzisiejszego hip- hopu to co? Złoto, dupy i leksusy. A tak naprawdę, kogo z nas w Polsce na to stać? Hip- hop to jest, kurwa, najbardziej frajerska subkultura w jakiej miałem szansę uczestniczyć.
No, pięknie.
No tak. Wiesz dlaczego? Ponieważ wielu ludzi, którzy kreują się na nie wiadomo kogo w tekstach, tak naprawdę prywatnie tacy nie są. Kiedyś myślałem, że w kulturze hip- hopowej tylko wydawcy to frajerzy, bo oszukują artystów, którzy są jak zwykłe cioty, którym jakby dać w pysk to by się poryczeli. Ale potem zaczęło do mnie docierać, że mnie też taki jeden wydawca okradł, i innych też, i, że to nie tylko on jest frajerem, ale połowa tych raperków to są też frajerzy, bo w tym siedzą i dają się dymać. Między innymi ta sprawa z Zielonej Góry pokazała mi, jakie drzemią pobudki w niektórych ludziach.
Jakie?
Przekonałem się kto i co ma do powiedzenia na mój temat na przykładzie tego jednego wydarzenia. To bardzo pomocne przy ocenie ludzi. Wiem, kto jest kim. Wiem komu podać rękę a komu najchętniej naplułbym w mordę. Dobrze, że w swej ocenie nie straciłem kontaktu z żadnym człowiekiem-artystą, którego szanuję i mam dobre relacje. Z niektórymi ludźmi sceny hh dopiero po tej aferze relacje się nasiliły i to też plus. A co do Zielonej Góry? Człowiek, który pokazywał, te obraźliwe wobec mnie gesty był pełnoletni. I to nie on złożył doniesienie o pobiciu na policji. Choć pobity pewnie został. Doniesienie złożył natomiast ojciec szesnastolatka, który był w pobliżu tej „zadymy” i ktoś mu przypadkowo odwinął. Ot cała afera. Ojciec obejrzał po 3 dniach newsy w stacjach telewizyjnych i dnia następnego formalnie zgłosił pobicie syna i żąda teraz odszkodowania za poniesione straty cytuję:” rozciętą wargę”. W tym wszystkim chodzi jedynie o to, żeby Rychu Peja stracił dobre imię i znaczną sumę pieniędzy. Niestety dla mnie nie jest to dobry news, ze pobiłem piętnastolatka na koncercie, bo tak utrwaliły to media i część naszego społeczeństwa. Prawda jest taka, że prowodyr całego zajścia nie został nawet zidentyfikowany a przypadkowa „ofiara” z pomocą ojca wyczuli koniunkturę.
Wiesz, co? Wszyscy znają twoje tłumaczenia i przeprosiny i może program "Uwaga", w którym dużo o tym opowiedziałeś i właściwie mam tylko jedno jedyne pytanie w tej sprawie. Co byś zrobił gdyby taka sytuacja się powtórzyła?
Teraz? Mam już konkret. Wtedy straciłem kontrolę nad sobą, bo pokazałem na klienta, a 2000 ludzi zaczęło skandować, żeby wypierdalał. I dalej miało być inaczej. Mogło być światło na kolesia i wszyscy mieli zobaczyć, że koleś jest ciotą, którego ochrona zabiera i wypierdala z koncertu.
I?
Tego elementu u mnie zabrakło, ponieważ w Polsce jest przyjęta taka zasada, że gdybym prosił o ochronę to zaraz byłbym pedałem i konfidentem, trzymającym z policją.
No, więc co byś zrobił gdyby taka sytuacja się powtórzyła?
W Zielonej Górze chciałem wziąć sprawę w swoje ręce i ponoszę za to odpowiedzialność. Teraz nie chcę już brać odpowiedzialności za to, że jakiś gnój mnie prowokuje i będę postępował bardziej proceduralnie, mimo, że to wygląda jak skarżenie się. Mam to, kurwa, gdzieś i zawołam ochronę, bo oni są w pracy i to jest ich pierdolony obowiązek. I jeszcze jedno, jeśli sąd mnie skaże, skończę z muzyką, ponieważ uważam, że nie ma sensu robić czegoś, co zaprowadzi Cię wprost zza kraty. W całym moim dorosłym życiu wszystkie sprawy, jakie miałem miały miejsce w obecnej dekadzie, już po uzyskaniu popularności. Będąc zwykłym szarym człowiekiem z tłumu nigdy nie miałem problemów z prawem, nigdy na taką skalę jak dziś, będąc znanym rapperem. Nie tak miało to wyglądać. Jeśli poniosę kare za to, że wykonywałem swoją pracę w ciężkich warunkach i nie sprostałem presji otoczenia to po prostu pierdolę tę muzykę i tyle.
