Poniżej prezentujemy wywiad, którego po aferze w Z. Górze żaden z poczytnych tygodników nie chciał kupić z racji tego, że tekst ten jest zbyt mało „zielonogórski”. Pierwotnie rozmowa miała dotyczyć sytuacji na polskim rynku muzycznym, sprawy salonowości oraz planów związanych z płytą „Na serio”. Jednakże z uwagi na ostatnie wydarzenia wokół osoby Rycha autorzy nie bali się zadać pytań niewygodnych a co za tym idzie ciekawych. Zapraszamy do lektury.
Tekst: Łukasz Długowski
Zdjęcia: Hubert Sobalak
Ł.D.: Co to jest szacunek?
R.A.: A jaka jest twoja definicja?
Ł.D.: Akceptowanie inności, tolerowanie różnych poglądów.
R.A.: No to jesteśmy po tej samej stronie. Każdy ma prawo krytykować to, co robię, ja przyjmuję konstruktywną krytykę. Akceptuje wypowiedzi w stylu: „Stary nie słucham ciebie, ale robisz dobry stuff, trafiasz do wielu ludzi i za to szacun.” Akceptuję również samo: „Nie lubię Cię, nie lubię muzyki Peji”.
Ł.D.: Honor?
R.A.: Umieć przyznać się do błędów, umieć przegrywać z godnością, przyznawać się do porażek, iść za swoją sprawą, być przekonanym, co do słuszności swoich działań, wkładać serce w to, co się robi i godnie reprezentować. Móc spojrzeć rano w lustro i powiedzieć sobie: „Mam czyste sumienie.” Ja poza tym, że jestem liberalny jestem też konserwatywny. Więc te postawy nie będą odbiegały od standardowych definicji.
Ł.D.: Konserwatywny?
R.A.: Dom, rodzina takie podstawowe wartości są dla mnie ważne. To jest dziwne dla wielu ludzi. Reprezentuję nurt odbierany jako agresywny, ale jestem normalnym kolesiem. Moja muzyka nie jest agresywna w swojej wymowie. Opisuję to, co widzę. Używam niewybrednego języka, wulgaryzmów, tak mówią. Dla mnie jest to mowa potoczna. Do tego dochodzi slang, dla wielu niezrozumiały. I wychodzi na to, że raperzy to są kolesie, którzy dziwnie gadają i dużo przeklinają. Ludzie nie skupiają się na treści tylko na tym, że w ciągu 4 minut Peja powiedział trzy razy na „k”. Nie zauważają ile było tych ważniejszych słów. Wytwarza się bariera i konflikt. Ponad dwadzieścia lat temu był festiwal w Jarocinie i rodzice też nie chcieli żeby ich dzieci słuchały tej muzyki. Za dwadzieścia lat pojawi się inna muzyka wyklęta, a hip hop będzie fajną muzyczką klubową, którą i tak już się po woli staje. Więc nie ma, co dyskutować czy ta muzyka jest zła czy dobra. To jest ważna muzyka.
Ł.D.: Rapujesz o ciemnej stronie życia, ludzie nie chcą o niej słyszeć.
R.A.: Mówię też o pozytywnych stronach życia.
Ł.D.: Ale ludzie znają Cię z tej drugiej strony.
R.A.: Bo nie chcą mnie poznać. Szufladkują mnie. Ludziom nie mieści się w głowach, że artyści hip hopowi to normalni kolesie mają rodziny, dzieci. Są w szoku, że my żyjemy jak normalni ludzie. Tylko, że my coś robimy, a oni? Oni są anonimowi, obserwują nas z boku. O kim byś nie czytał – o mnie, o Davie Gahanie, wokaliście Depeche Mode, to wpisy pod artykułami są takie same: wszyscy jesteśmy chujami. O czym tu mówić? Z jaką opinią publiczną mam się liczyć?! Liczę się z opinią moich fanów.
Ł.D.: Ostatnio śledziłem wpisy na forach, twoich fanów i twoich przeciwników.
R.A.: W odniesieniu do jednej sprawy!
Ł.D.: W odniesieniu do Ciebie. Oczywiście były też związane z Zieloną Górą.
R.A.: Ale to było spowodowane tylko i wyłącznie tą sprawą. Musiałbyś prześledzić inne fora i inne tematy.
Ł.D.: Czytałem. Uderzyło mnie to, że obie strony wypowiadały się tak samo: wyzywali się od chujów i gnojów.
R.A.: Widocznie wszyscy mówimy tym samym językiem. Jednak to mnie oceniają za język, za słowa. Ja nie wymyśliłem wszystkich środków na „k” i na „ch”. Ja ich tego nie nauczyłem. I nie komentuję w sposób niewybredny, obraźliwy żadnego z moich idoli, jak się prowadzi. Robi dobrą muzykę i tyle. Nawet, jeśli umiera samotnie w moteliku w LA, nie rozkminiam czy on przedawkował speedballa czy cokolwiek. Był dobrym artystą i szanują go właśnie za to. Na tym polega szacunek dla artysty.
Ł.D.: Ale jako artysta cały czas jesteś na świeczniku. Jeżeli popełnisz błąd, zostaniesz zmiażdżony.
R.A.: Jakoś nie czuję się zmiażdżony.
Ł.D.: Ty możesz się nie czuć, ale ludzie tak to traktują. Nie możesz być Peją i Ryszardem Andrzejewskim oddzielnie. To, co robisz codziennie ma dla ludzi takie samo znaczenie jak to, że śpiewasz.
R.A.: Ale wpierdalam ten sam chleb i te same ziemniaki co Wy.
Ł.D.: Ale występujesz w telewizji.
R.A.: I w sklepie, w którym kupuje ten chleb i ziemniaki. Gotuje, sprzątam, wszystko robię tak samo. Ale ludzie myślą, że umiem tylko krzyczeć: „Ty cioto! Bo zejdę i ci przetrące mordę!” Brawo dla nich wszystkich! Nie szczędzę pogardy dla Waszych skrajnych opinii, tendencyjnych wypowiedzi i śmieję się z tego jak daliście się zmanipulować. Obecnie nie przypominam sobie żeby media interesowały się mną z powodów muzycznych, nie robią tego od lat, więc nie mów mi że występuję w telewizji bo tak nie jest.
Ł.D.: Media zmanipulowały tą sytuację?
R.A.: A uważasz, że nie? W „Uwadze”, porównali nagrania z komórek i monitoringu i wyglądało to zupełnie inaczej. Dlatego ja się niczego nie bałem. Dlatego nie odzywałem niepotrzebnie mordy, nie w porę. Dziś dostałem telefon od producenta Szymon Majewski Szoł z pytaniem czy zechcę skomentować pięć wydarzeń w programie, między innymi swoje zachowanie? Żeby było śmiesznie. Ale chwila! Szymon Majewski tydzień wcześniej robił sobie „śmichy chichy”, że siedzę w jednej celi z Weroniką Pazurą. I teraz myślą, że ja stanę się karykaturą samego siebie? Tak działają wielcy ludzie mediów niemający pomysłu na siebie i na swoje tandetne szoł. Ludzie związani z TVN.
Ł.D.: Pewnie widziałeś, co działo się w mediach, kiedy sprawa wyszła na jaw?
R.A.: Nie. Nie widziałem. Byłem zajęty. Robiłem zdjęcia do tego wywiadu, nagrywałem kawałek, załatwiałem adwokata. Publiczna debata i opinie mediów w tej sprawie zupełnie mnie nie interesują. Od tego są zupełnie inne instytucje: sąd, policja, prokurator, adwokat. To do mnie przemawia. „Ty chuju zgnijesz w więzieniu!” na forum do mnie nie przemawia. Ludzie myślą, że jak się wyemituje jednego newsa to jest po facecie. Po kolesiu, który od dwóch dekad radzi sobie ze wszystkim sam, miał o wiele poważniejsze zarzuty w sprawach sądowych i wychodził z nich bez szwanku. Media już w kilka dni po tej aferze zaczęły wygładzać wypowiedzi i wycofywać się z ataku, który chwilę wcześniej na mnie przepuściły. Dlaczego? Bo nawet nieprzychylne mi osoby wypowiedziały się bardzo dyplomatycznie nie wtórowały dziennikarzom, którzy zapraszając ich do debaty mieli nadzieję, że mnie pogrążą.
Ł.D.: Skąd ta agresja? U twoich fanów i twoich przeciwników?
R.A.: Bo są wkurwieni. Osiem lat podstawówki, cztery liceum, pięć studiów i siedzi na zasiłku i się wkurwia. A taki jeden, co nie skończył szkoły średniej ma wszystko! Ma złoty zegarek, ma dobre ciuchy, jedzie do Miami, ma wszystko w dupie. I nazywają mnie cwaniakiem. Mówią, że wyłudzam od ludzi pieniądze. Oszukuję ich. A ja ciezko pracuję i nikogo nie zmuszam do kupowania płyt i biletów na koncerty. Więc sorry Panowie i Panie studenci nie mający perspektyw na lepsze życie, to nie moja wina że tak wybraliście.. To nie moja wina, że większość tej młodzieży odnosi obecnie większe niepowodzenia niż Rychu Peja, który był praktycznie odgórnie skazany na życiową porażkę a jednak sobie poradził. Wkurwiają się, że skończyli na zmywaku lub sprzątaniu hotelowych pokojów gdzieś na Wyspach. I słuchają O.S.T.R.a, który nawijał o robieniu na zmywaku w Anglii. Słuchają jego hip hopu , bo z nim się mogą lepiej utożsamić . Bo to z nim również utożsamiają jedyny słuszny hip hop, bo on jest inteligentny i po studiach. I brawa mu za to, że taki jest, szkoda tylko, że sami nie robicie nic ze swoim życiem a wypowiadacie się na mój temat. Ja nie będę robił na zmywaku, bo postanowiłem decydować o sobie. Ja będę dalej żył w tym getcie, tak jak inni – na Jeżycach, na Pradze – i będę o tym nawijał.
Ł.D.: W getcie?
R.A.: Tak, w getcie, tutaj nic się nie zmieniło. Miejsce może tak, ale ludzie nie. Oni wrastają w to środowisko. Żyją w nim, starzeją się i zostaną w nim do końca.
Ł.D.: Nie męczy cię to?
R.A.: Wkurwia mnie to. Mój nowy album solowy będzie nazywał się „Książe”. Ponieważ żyję tutaj jak książe pośród tych wszystkich kurwa żebraków. Kiedyś, gdy patrzyłem na moich rówieśników, zazdrościłem im tego, co mieli – przede wszystkim pełnych rodzin. Dzisiaj to oni są na przysłowiowym dnie, ja wyszedłem na powierzchnię. Przesrana sytuacja, w której się znalazłem dała mi kopa, a ich życie pogrążyło.
Ł.D.: Pogrążyło czy oni sami się pogrążyli?
R.A.: Nie mi to oceniać. Ale myślę, że niektórzy mieli lepsze perspektywy, lepszy start. Poza tym, jeśli wsiąkasz w środowisko, w którym żyjesz to ciężko jest z tego wyjść. W domu awantury, ktoś za wcześnie zaproponuje alkohol, narkotyki, słaba psychika, wykroczenia i wyroki. Pogrąża, życie w takim środowisku pogrąża. Oni nie chcą z tego wyjść. Wcale im nie przyklaskuję. Cały czas tłumaczę: „Widocznie jesteście aż tak głupi żeby przesiedzieć przed tym sklepem całe życie.”
Ł.D.: Kto ich może z tego wyciągnąć?
R.A.: Sami siebie powinni wyciągnąć. Niestety gustują w czym innym. Ja miałem sport, muzykę. Ja chciałem coś robić. I oni też czasem robią takie rzeczy. Rozpalają grilla na podwórku, ale zaraz przyjeżdża policja i jest po zabawie. Jakikolwiek przejaw inicjatywy zostaje niedoceniony. Tak naprawdę wielu z nich już się poddało, nie widzą perspektyw.
Ł.D.: Nie widzą perspektyw, w Poznaniu? Tu jest dwa procent bezrobocia!
R.A.: Dobra, ale jak mieć dobrze płatną posadę i być godnie traktowanym, jeżeli ma się ukończoną szkołę podstawową? Albo nawet nie. Wielu ludzi podejmuje edukację nie wiedząc, co będą robić w życiu, dlaczego akurat idą w tym kierunku. Ludzie o dziesięć lat ode mnie młodsi zupełnie nie mają pojęcia, czym był kryzys, czym jest brak perspektyw na wyjazdy zagraniczne, na poszerzanie horyzontów, edukację. Dziś to wszystko jest w tym kraju dostępne a oni siedzą na dupie i nie robią z tym nic. Oni nie rozumieją, że kiedyś trzeba było czekać do dwunastej w nocy żeby Fabiański puścił płytę, którą sobie na kasetowy magnetofon nagrasz. I oni ci powiedzą: „O czym Ty pierdolisz?! Ja mam cały dysk, dwieście giga, zawalony empetrójkami i jestem koneserem.” On nawet nie wie, co ma na tym dysku. Potem ma czelność uznawać się za znawcę gatunku i opierdalać Ci dupę. Idąc w każdym kierunku zobaczysz jak bardzo nieporadni są ludzie w dwudziestym pierwszym wieku. Nie radzą sobie z niczym.
Ł.D.: Dlatego, że jest tak łatwo?
R.A.: I dlatego ja, który nie miałem łatwo, będę chodził im po głowach. Wbijał ich w chodniki. I tu nie mówię o tych, którzy nie mieli możliwości nic zrobić w życiu i nikt im nie pomógł. Z nimi zawsze znajdę wspólny język. Jestem częścią ich życia, daje im nadzieję. Ja jestem człowiekiem, który w ogóle nie nadaje się na nasze czasy. Bo ludzi kierujących się jakimiś zasadami jest niewielu. Niewielu jest ludzi, z którymi można szczerze porozmawiać. Trzeba się na każdym kroku pilnować, co się mówi, bo to od razu zostanie wykorzystane przeciwko Tobie albo staniesz się obiektem szyder. W moim przypadku, jako osoby publicznej, powinienem zamknąć mordę i z nikim nie rozmawiać. Ale nie pozwolę sobie odebrać prawa do bycia człowiekiem. Będę mówił to, co czuję, to, co mi się podoba i co mi się nie podoba.
Ł.D.: Oprócz dzieciaków z biednych rodzin, słuchają Cię też te z bogatych.
R.A.: Dla nich to jest po prostu fajna muzyczka. W ogóle nie czują tych problemów. Za pośrednictwem tej muzyki mogą troszeczkę otrzeć się o gorszy świat, nie brudząc sobie rąk. Zło jest atrakcyjne. Nie bez powodu nawijałem, że młode siksy masturbują się słysząc mój głos.
Ł.D.: Może jest jeszcze druga rzecz. Skoro ich życie jest..
R.A.: Ich życie jest zbyt ustabilizowane. Zbyt ułożone, nie ma w nim żadnej adrenaliny.
Ł.D.: Stabilizacja jest niedobra?
R.A.: Stabilizacja jest dobra dla takich jak ja, życiowych rozbitków. Jak jesteś stabilny od kołyski aż po grób to w końcu zrobisz coś żeby się z tej stabilności otrząsnąć. Żeby spaść na ryj.
Ł.D.: Można się rozwijać, żyjąc w ustabilizowanym świecie?
R.A.: Ja tak, nie wiem jak oni. Trzeba znaleźć złoty środek. Bo przesrać życie jest bardzo łatwo. Wiem coś o tym, bo wielokrotnie myślałem, że przesrałem swoje życie. Na każdym jego etapie. W przedszkolu, w podstawówce, w szkole średniej.
Ł.D.: W przedszkolu?
R.A.: Tak. Jak nie sypiasz całą noc, bo za ścianą jest impreza, a ty o szóstej idziesz do przedszkola i dosypiasz już podczas pierwszej godziny to wiesz, że jest coś z Tobą nie tak. Wiesz, że masz chujowo. Ale wierzę w to, że jak życie trochę Cię nie dopieszcza, to dobrze. Wtedy musisz o nie powalczyć, poznajesz jego wartość.
Ł.D.: Co jest punktem przełomowym? Co decyduje o tym, że ty wychodzisz z bagna a inni nie?
R.A.: Czasami potrzeba trochę szczęścia. Nie wierzę w to, że plan, który sobie założysz, zrealizujesz. Jest wielu ludzi, którzy pomimo tego, że ciężko pracowali, do niczego nie doszli.
Ł.D.: Co to znaczy ciężko pracować? Iść na dwanaście godzin do marketu?
R.A.: Do fabryki, gdziekolwiek.
Ł.D.: Nie, nie. Ciężką pracą nikt niczego się nie dorobi. Trzeba mieć pomysł na siebie.
R.A.: Ciężka praca odbiera ludziom zainteresowania. Pomimo tego, że siedzi te dwanaście godzin w markecie jego życie wygląda miernie. Niektóre z dzieciaków, które znam nie widziały morza, w wieku dwudziestu lat! Nie były w Warszawie, nie były za granicą. Nie mają paszportu. To jest przerażające! Jesteśmy krajem Unii Europejskiej, okej – nadal rozwijającym się. No ale nie jesteśmy Mozambikiem. A czasami czuję się jak w pierdolonej dżungli. Tylko, że ja mogę zadzwonić po samochód, wsiąść i jechać gdzie chcę. A oni zostaną.
Ł.D.: Myślisz o sobie i o swojej muzyce jako sposobie na przekazywanie wartości?
R.A.: Tak. Bo ludzie cytują mnie, podchodzą, mówią: „Stary uratowałeś mi życie”, „Zmieniłeś moje życie”, „Bardzo dużo ci zawdzięczam”. Takich wykonawców jak ja, którzy przekazywaliby ludziom prawdziwe emocje mogłoby być więcej na polskiej scenie muzycznej. Ale nikt nie chce dać im szansy. Co by się stało gdyby mass media dopuściły młodych artystów, do głosu? Nie tylko hip hopowców. Młodych muzyków. Prawdziwych, z krwi i kości.
Ł.D.: Co by się stało w światku odbiorców czy w światku muzycznym?
R.A.: Obydwu. Uznani, wspaniali artyści w końcu przestaliby się wstydzić, że stąpają po czerwonym dywanie. Mogliby się spotkać z prawdziwymi muzykami. A tych wszystkich jednosezonowców, wypierdolić w jeden worek i wysyłać ich na Eurowizje. Tam gdzie się nadają. Na te zupełnie nieważne, a jakże dla nas prestiżowe konkursy. Opole, Sopot...Ile jest tych Sopotów? No kurwa nie mogę zliczyć i nie wiem, który jest właściwy. Ja chcę w telewizji dobrych muzyków – prawdziwych, z krwi i kości. Ja znam Marylę Rodowicz od „Małgośka mówią mi”. Ale ja już nie trawię Maryli Rodowicz! Ja już przestałem być małym, naiwnym dzieckiem i do mnie to nie trafia. Sorry, dopóki ten układ będzie trwał, dopóty będą promowane poszczególne postacie. Dlatego ja nie chcę mieć nic wspólnego z czerwonym dywanem i show biznesem. Ja tam nie pasuje. Tam trzeba się kłaniać, uśmiechać i wszyscy musza się lubić. A naprawdę i tak się nie lubią.
Ł.D.: Jest Doda, macie podobne charaktery. Ona bez problemu odnajduje się w tym świecie, więc i ty byś mógł.
R.A.: Ale nie każdy świeci dupą jak Doda! I nie sądzę żebyśmy byli podobni w czymkolwiek.
Ł.D.: Jeżeli jest tak dużo zespołów wydmuszkowych, to jest idealna sytuacja żeby młodzi twórcy z przekazem weszli na rynek.
R.A.: Jak? Jak kurwa?!
Ł.D.: Ty mi powiedz.
R.A.: Wiesz, czym się różnimy od reszty świata? Tu się niedocenia człowieka. Patrzy się kurwa przez pryzmat: „Z tym nie nagram. On przecież nie ma twarzy, ja nie wiem, kto to jest.”. Ja nagrywam z zespołami, które nie wydały jeszcze płyty. Ale ja to ja. Tak na prawdę wielu ludzi boi się współpracować z młodą generacją. Oni są zdeterminowani i im zależy. Jak chcę posłuchać dobrego polskiego hip hopu, to słucham ludzi dziesięć lat młodszych ode mnie. To jest świeże. Bo człowiek się starzeje i nie widzi wszystkiego, a jak widzi to z perspektywy faceta po trzydziestce. I w konfrontacji okazuje się, że młody zjada starego.
Ł.D.: Wracamy do stabilizacji. Dopóki na rynku nie będą obecni młodzi gniewni, nic ciekawego się na nim nie ukaże?
R.A.: Nie będzie do tego impulsu. I potem wszystko, co jest robione pod szyldem „nasz narodowy produkt” to te Maryle Rodowicz – one te wszystkie fuchy biorą. I dlatego ja nie daję zgody na to. Nie zgadzam się żeby panie pokroju Maryli Rodowicz uczestniczyły we wszystkim, od A do Z. Nie chodzi mi o to, żeby ona zakończyła karierę. Chodzi mi o to, żeby równolegle do niej funkcjonowało dziesięć innych, nowych wokalistek.
Ł.D.: Jest dla nich miejsce?
R.A.: Musimy je zrobić. Nie może być tak, że jedna artystka robi wszystko – cztery wesela i pogrzeb. Co z piętnastoletnimi dziewczynkami, z dziewczynami, które stają się kobietami? One też chcą mieć artystki, które będą przemawiały w ich imieniu, które będą towarzyszyły ich rozwojowi. Czy ja będę trafiał za dziesięć lat do piętnastoletniego gnojka?
Ł.D.: Pewnie nie. Pytanie tylko, ilu ludzi kupi ich płyty?
R.A.: Trzeba zająć się piractwem i sprawa będzie załatwiona. Przecież dziesięć lat temu Budka Suflera sprzedawała milion płyt. Kayah sprzedawała po dwieście, trzysta tysięcy. Dlaczego nie ma być tej sytuacji? Przecież ja chcę żeby Budka sprzedawała milion. Wtedy ja będę sprzedawał sto tysięcy. Rozumiesz?
Ł.D.: Jaka jest sprzedaż „Na serio”, twojej najnowszej płyty?
R.A.: W momencie naszej rozmowy dobijamy do złota.
Ł.D.: Spojrzałem na youtube.com, na ilość wejść na poszczególne kawałki.
R.A.: No widzisz. Takie sprzedaże byłyby fajne!
Ł.D.: „KC” ma ponad sto czterdzieści tysięcy wejść.
R.A.: Z jednego źródła.
Ł.D.: Ale dziwiłem się skąd ta popularność? W „Na serio” powtarzasz to, co było na poprzednich płytach.
R.A.: Znajdź mi człowieka, który nie nawijałby w kółko o tym samym.
Ł.D.: Można odkrywać w tym, o czym się mówi coś nowego.
R.A.: Dokładnie tak.
Ł.D.: I na tej płycie odkrywasz coś nowego? Bo ja słyszałem kolejny raz: jestem zajebisty, pierdolcie się wy, którzy nie wiecie nic o rapie itd. Ile razy można?
R.A.: Ale tam przede wszystkim cechuje mnie bragga, styl przechwalczy. To jest uznany w gatunku rodzaj ekspresji. Typowo techniczny rap. On nie ma nieść ze sobą konkretnego przesłania. Nie w każdym numerze musisz coś odkrywać.
Ł.D.: Trudno mi to przyjąć – posługiwać się słowami, które nie mają znaczenia.
R.A.: Ale to jest właśnie jedna z form ekspresji, którą przyjęli raperzy – sztuka dla sztuki. Oparta na porównaniach. Przeczytałem już kilka opinii na temat płyty, że za dużo porównuję. Co jest absurdem. Jak nie porównywałem, mówili, że nie porównuję. Strasznie ciężko wypośrodkować, a ja nigdy nie patrzę na to żeby to robić. Najpierw ja, potem oni. Jeśli przesłuchasz płytę dokładnie to na pewno zrozumiesz, że ta płyta jest o czymś.
Ł.D.: Kilka numerów, tych najbardziej emocjonalnych – „Pozwól mi żyć”, „Kochana mamo”, skojarzyło mi się z teledyskiem Robiego Williamsa do „Rock Dj”.
R.A.: Ten, w którym zdziera z siebie skórę?
Ł.D.: Tak, i pomyślałem, że efekt jest ten sam: ostatecznie pozostajesz nagi, bezbronny.
R.A.: Czyli totalny ekshibicjonizm?
Ł.D.: Nie, raczej odwaga mówienia o rzeczach intymnych, o których ludzie woleliby milczeć, zapomnieć.
R.A.: Właśnie ta odwaga cechuje mnie jako artystę. Za to ludzie mnie kochają. Na każdej mojej płycie potrafię opowiedzieć o jakimś zbiorze przeżyć wewnętrznych. Wolę opisać, co przeżyłem niż wypowiadać się w trzeciej osobie.
Ł.D.: Słuchając płyty miałem wrażenie, że nawet w pozytywnych kawałkach kryje się..
R.A.: Iskra, diabeł?
Ł.D.: Tak, że kładą za sobą cień.
R.A.: Bo ja jestem bad boyem, no kurwa! „Poszukując ideału ja przebrnąłem przez nie wszystkie.” Przecież ja nie wymieniam na zasadzie, że taką a taką chciałbym mieć albo żeby wszystkie te cechy były w jednej. Nie. Podsumowałem. Teraz już wiem, czego chcę, wybrałem i wszystko. To musi być z jajem! Muzyka hip hopowa jest muzyką łobuzów.
Ł.D.: Mówisz, że twoja muzyka nie jest agresywna ale...
R.A.: Ta muzyka ma być niepokojąca. Ma nieść określone emocje. Słuchając jej masz mieć ciary na plecach, masz czuć się podbudowany, a czasami masz ryczeć. Co to jest za muzyka, która nie wzbudza żadnych emocji? To jest zła muzyka.
Ł.D.: „Na serio” to nie jest płyta, którą włożę do odtwarzacza i włączę repeat all. Nie da się tego słuchać.
R.A.: Dlaczego?
Ł.D.: Właśnie przez ten ciężar emocjonalny.
R.A.: Ale ona jest na maksa lajtowa. Kiedyś cięższe płyty nagrywałem. Pewnie, staram się być w tekstach szczery, ale niekoniecznie depresyjny. To nie jest moja metoda. Jak chce się zdołować to włączam płytę Eldo.
Ł.D.: Cały czas z kimś walczysz. Z fanami, dziennikarzami, z systemem.
R.A.: Czasem czuję się osaczony, zagubiony po części. Nawet jak czuję się komfortowo, to zawsze wypatruję wroga. Jestem czujny. To są moje traumy. Jak od dzieciaka dostawałeś w skórę to już do końca życia będziesz tak patrzył na świat. Ja jestem jak małe dziecko, potrzebuję wyciszenia, zapewnienia, że wszystko jest dobrze.
Ł.D.: Kiedy czujesz się bezpiecznie?
R.A.: W gronie najbliższych, w domu. Gdzieś gdzie pozostaję anonimowy. To wymaga ode mnie odwagi, żeby wyjść na ulicę, pojechać na koncert. Ale zawsze sobie powtarzam: „Ty nie jęcz, bo ty masz super życie. Jak zaczniesz jęczeć jak pizda, to znaczy, że jesteś rozhisteryzowanym dupkiem, któremu w ogóle to się nie należy. Jeżeli chciałeś świecić ryjem w gazetach, klipach, wywiadach no to masz czego chciałeś.”
Ł.D.: Czyli bierzesz odpowiedzialność za to, co robisz?
R.A.: Jasne. I oprócz tego czerpię z tego niewymierne korzyści, żyje mi się łatwiej. Ludzie są dla mnie uprzejmi, wszędzie ktoś chce dać mi do zrozumienia, że jest ze mną. Muszę być na to odporny, żeby nie karmić swojej próżności. Nie chciałbym kiedyś po przeczytaniu swojego wywiadu powiedzieć: „ale skretyniałem”.
Ł.D.: Kim musiałbyś się stać, żebyś powiedział: „skretyniałem”?
R.A.: Nie mam pojęcia. Na pewno zamierzam być stabilny. Bo tylko takie położenia daje ci maksymalną koncentrację, a to zaowocuje dalszą pracą.
Ł.D.: Z tego, co mówisz, to stan zagrożenia inspiruje Cię do pracy.
R.A.: Jest coś w tym. To paradoks. Jestem zadziora, mówi się, że nie jestem dyplomatą, ale z ludźmi trzeba umieć żyć i nawet ze mną można się dogadać.
Ł.D.: W Zielonej Górze będziesz się dogadywał?
R.A.: Z frajerami się nie dogadujemy!