Zero trzydzieści
nie śpię, zbieram myśli
dużo poświęcenia niewyłącznie dla korzyści
przy blasku świec świeżym materiałem w uszach
tworząc nowe rzeczy z podkładem do przodu ruszam
ktoś mówi to fenomen, ja powiem tak se robię
koneser muzyczny, dawno zaufałem sobie
tym charakter swój ozdobie, bo dbam o wymowę
tak jak o reputacje, na ulicy mieć swe racje
i pierdolić prowokację, jak rakim być mistrzem
myśli nie rzeczywiste, chociaż wysoko poprzeczka
postawiona radę dam, słuchaj ulicy dziecka
w rapie jest siła, tak było na początku
lata dziewięćdziesiąte więcej szczęścia niż rozsądku
w porządku zmęczony, nieraz myślę to już koniec
i co mam wyciągnąć dłonie z prośbą o jałmużnę
mam wpierdolić się w próżnię, gówno, może być różnie
plany spisane na kartce z których nigdy nic nie wyjdzie
prawie nic nie odkreślone, po czasie tak se myślę
zblokowany, z problemami, stojąc w miejscu mam zwariować
nisza nie może być miętka, tym się muszę podbudować
i opuszczam bocznicę, by kierować własnym życiem
zero trzydzieści, trochę tego życia chwycę
zahaczając o ulicę, które dały mi wspomnienia
czas stanął w miejscu, tutaj nic nie pozmieniam.
[ tak nic nie pozmieniam, nic nie pozmieniam
zero trzydzieści, nie śpię, zbieram myśli ]