To nałóg, to pasja ma racja styl akcja!
Syf jak prowokacja niech odbije od Nas basta
Z tego Miasta dla tych Ludzi towar, który się nie nudzi
Więc przestań się łudzić, że już o mnie nie usłyszysz
To Rap z siłą przebicia - nie do pobicia
W Rapie tym mam kibica to ulica, to klub
Zawistnym hebel w dziób zamek ludzi wielki Bóg,
Lufa wytrawnego trunku co rozgrzeje Twój brzuch uuu!
I kto jest tu? Te odpowiedź znasz od dawna
W chuj Rap petarda z SLU Gangu wariat
I rzeczywistość twarda w tekstach te suche relacje
Które wiernego słuchacza wprowadzą dzisiaj w akcje
Rap moją religią na jej tle wojny nie będzie
To jednak uprzedzam przypierdolę swoją kwestie
Ryja wydrę na tracku aż się posra
Ten co na free style'u nie potrafi mi sprostać
To mój Rap skurwysynu, Rap jest moją kokainą
Niech wszyscy to rozkminią za ten Rap wciąż Nas winią
Koniak nie, tanie wino tak to idzie to Ulice
Wszyscy Nas słyszycie i znów z Rapem na szczycie
Pe do eN i kreska o to biznes i domieszka
Właśnie tutaj mieszkam grać Rap to dla mnie pestka
Po siedemnastej mamy transfer za Miastem
Bagaż nielegalny? To dla mnie bułka z masłem
Czuje się z tym dobrze i żebym tylko mógł
Rozpierdolić wszystkich kiepskich jak solowo bit żuk uuu!
Jak gorąco wszystkie cioty się marszczą
Czy żal mi skurwysynów? Człowieku nie bardzo!
Dobrym stylem wciąż gardzą więc pierdole ich proste!
Z Rapem wyrosłem, lecz z Rapu nie wyrosnę
Rap narkotykiem ja od tego nie odwykłem
(?) to za nim zniknę i zanim Ty znikniesz
Miasto huczy od plotek a ja nie dementuje
Bo życia nie żałuje na drzewo spadać szuje
To mój Rap skurwysynu, Rap jest moją kokainą
Niech wszyscy to rozkminią za ten Rap wciąż Nas winią
Koniak nie, tanie wino tak to idzie to Ulice
Wszyscy Nas słyszycie i znów z Rapem na szczycie
Trzecia szesnastka na szesnastkach nie flaszka
Chromowane felgi to zwycięstwo nie porażka
Daj daj mi to! Jak Branigan The Carlito
Mam swe zasady na trackach zasad sztady
Proste układy znane Nam od wielu lat
Mam swój świat pełen wad pełen zalet i strat
Rapowy fach, z którym wjeżdżam na piedestał
Ty żebyś się nie zesrał masz połamane krzesła
I nie jest wszystko jebnąć azjatycką piękność
Hip Hop Honeys z nimi cierpieć na bez senność
To daje pewność Rap poczucie bezpieczeństwa
Nawet, gdy na trackach tych skurwieli wszystkich besztam
Rap z nim od dziecka a komercja zdradziecka
Niech z mej Ulicy spieprza ty nie znajdziesz tu szczęścia
Bieda nieciekawa? Wegetacja? A znam to!
Rozpierdolę wszystkich kiepskich jak Tim Dog rozjebał Compton
To mój Rap skurwysynu, Rap jest moją kokainą
Niech wszyscy to rozkminią za ten Rap wciąż Nas winią
Koniak nie, tanie wino tak to idzie to Ulice
Wszyscy Nas słyszycie i znów z Rapem na szczycie
To mój Rap skurwysynu, Rap jest moją kokainą
Niech wszyscy to rozkminią za ten Rap wciąż Nas winią
Koniak nie, tanie wino tak to idzie to Ulice
Wszyscy Nas słyszycie i znów z Rapem na szczycie