Po-trze-bu-je-go
By przejąć ten lokal
Daj-mi-tyl-ko-go
Bo naprawdę kocham
Zro-bię-ta-kie-show
Nikt nie będzie szlochał
Rap-przez-majk-to-jest
Dla mnie w chuj radocha, ale...

Wciąż z wami bark układów, koncerty są dla ludzi
Którzy wiedzą po co przyszli, już zdążyłem się wkurzyć,
Nie zapraszaj nas Panie kierowniku na dyski,
Nie pchaj nas w ten klimat, na który ludzie przyszli
Ja nie zwiększę ci obrotów na biletach i przy barze
Gdy wśród białych rękawiczek lirycznie się rozmarzę,
Na upokorzenie skarze, lud odczuje satysfakcje
Gdy wszystkim udowodnię, że to błąd! Miałem rację!
Bazuje w takich miejscach, w których uskuteczniasz jazdę
Konsekwentnie udowadniam cedząc każde słowo ważne
Dla mnie ludzie na koncertach to moi ludzie właśnie
Przypadkowy odbiorca? Ludzie, mam wyobraźnię!
Możesz obnażyć się właśnie, lecz co powiesz pamiętasz
Nie kupuj moich płyt jeśli hip-hopu nie znasz
Nie słuchaj i nie patrz dance-borowy chłopczyku
Lepiej wydaj na żel i garść fajowski piguł
Moja noga nie postanie na tanecznym parkieciku
Tylko dlatego, że hajs dasz za bity w głośniku
Nie po to rap tworzyłem żebyś robił hopsa hopsa
Wolę robić mój rap przy prawdziwych beatboxach
Tylko w miejskich dżunglach, na halach i w klubach
Znów i mieć pod pachy ubaw oni z rękami w górze
W kolejnej dymu chmurze przy zajebistym sprzęcie
Przy wyjściu im powiedzieć „naraz ręce podnieście”
Przyjedziecie będzie nieźle i co? I tandeta
Nie jestem na etacie dysk dżokeja nie ten etat
A granie do kotleta pozostawiam konkurencji
Tym, którzy są nie źli, myślą sukces odnieśli
Żadna to radocha grać dla ciebie, gdy nie kochasz
Tego rytmu, tej pętli, gdy bit mi dj sklei
Nie odbierzesz mi wiary. Nie odbierzesz nadziei
Mój rap jest dla ludzi, którzy znają rap nie rapa
Olać takich jak ty to dla mnie żadna strata

Po-trze-bu-je-go
By przejąć ten lokal
Daj-mi-tyl-ko-go
Bo naprawdę kocham
Zro-bię-ta-kie-show
Nikt nie będzie szlochał
Rap-przez-majk-to-jest
Dla mnie w chuj radocha, ale...

Chłopaki z Massa zrobili mi koncert
Po którym straciłbym wolność
Straciłem tylko pieniądze, trochę nerwów i czasu
W mediach sporo hałasu, rzucony na pożarcie
Stos prasowych rarytasów
Z zarzutów oczyszczony, ale o tym nie powiedzą
Bo gustują w skandalach, tylko za sensacją węszą
Mendy, hieny koleżcy mi życzliwi
Nikomu nie zaufam, bo to kiepski pomysł by był
Najlepiej gdybym wybuchł o tym marzy zbyt wielu
Jak się spotkam twarzą w twarz to nawija przyjacielu
Bagno bez celu, jeden cel, zbić monetę, reklamować tandetę
W zamian za lepszy obraz i teraz się obraź
Za to, że jestem szczery, obserwuję ten wyścig
To jak chcesz przejąć stery
Wplątany w machinę, którą tak potępiałeś
Odpowiedz sobie sam. Sam wiesz czy się sprzedałeś
Słyszę oburzenia głosy jak w czasach głuchej nocy
Ja widzę jak do hitu konsekwentnie dążysz
Może zdążysz jak bez ciśnień kiedyś to wszystko się skończy
Chcesz zabezpieczyć przyszłość ze mną siły połączyć?
Nie, to nie potrzebne ja nigdzie nie biegnę
Znam swoje miejsce. Znów mam słuchać te brednie?
Hipokryzja legnie w gruzy, czas ten syf zburzyć
Nie przestajesz się burzyć, bo na odcisk ci deptam i z błotem besztam
Wiem, że chcesz żebym przestał, ale nie
Bo ktoś musi ten syf zarodku zdusić
Ja nie dam się skusić, ja wolę z tego szydzić
Żyję z płyt i koncertów nadal jestem prawdziwy

Po-trze-bu-je-go
By przejąć ten lokal
Daj-mi-tyl-ko-go
Bo naprawdę kocham
Zro-bię-ta-kie-show
Nikt nie będzie szlochał
Rap-przez-majk-to-jest
Dla mnie w chuj radocha, ale...






Copyright © www.PejaSlumsAttack.pl 2006-2015. All rights reserved.
Created by Ka-Design.pl
Google+